Miło Cię widzieć!

Ładowanie strony

O projektodawcy

Konrad Knop

Konrad Knop

Łazy

niespokojny duch....

Napisz wiadomość do Projektodawcy

1144 PLN z 7000 PLN

11 Wspierający

Zakończony Cel nie został osiągnięty

16%

Model finansowania: "wszystko albo nic". Aby otrzymać środki, projekt musi osiągnąć minimum 100% finansowania do 07.08.2018.

'Póki my żyjemy' książka+e-book+audiobook w komplecie

RSS

Jarek formuje rząd – Minister Spraw Zagranicznych (fragment) Dodano 18.07.2018, godz. 14:19

Jojo… – Prezes oddawał się swojej ostatnio ulubionej rozrywce – formowaniu rządu… Choć do wyborów było jeszcze trochę czasu, ale po zwycięstwie Adriana i rosnących słupkach – niemożliwe stało się możliwe – mogli w końcu pokonać Donka a właściwie te sieroty po Donku czyli Ewkę i Spółkę

Bronek już liże rany w tej swojej Budzie… nomen omen Ruskiej, Wy też będziecie lizać… ale bynajmniej nie w letnich domkach tylko w wilgotnych celach – rozmarzył się…

Tak sobie myślę … – mruczał Prezes pod nosem, strzelając sobie długopisem po twarzach obecnego rządu na jakimś zdjęciu w gazecie…
Tak Prezesie? – dla Joja wygrana w wyborach była jeszcze bardzo daleko, zajęty nadzorowaniem ogólnopolskiej kampanii, nie miał czasu myśleć o niczym innym...
Tak sobie myślałem, jak byśmy jednak wygrali… zaczął w końcu.
Wygramy Szefie, wygramy… wszystko na to wskazuje przynajmniej…
Oby… powiedzmy, że pojawia się wtedy pewien problem – pomału, jakby namyślając się w trakcie, cedził słowa Jarosław

Niejeden Szefie – mając w głowie Plan Jarka szczerze odpowiedział Joachim

Ale jeden będzie taki duży…bo pewnie będzie tak jak Leszek mówił, jak już zaczniemy te nasze reformy tego wszystkiego, to zawyją tam w tej Europie, bo przecież pokładani są z tymi złodziejami tutaj…
Niewątpliwie – myślę nawet, że delikatnie to Prezes ujął. Będą ujadać strasznie i naślą na nas pewnie wszystkie możliwe komisje, pewnie też jakieś Trybunały międzynarodowe, jest tego trochę... – Jojo był akurat co do tego pewien i cały czas się zastanawiał, jak Prezes chce przez to przejść suchą stopą…

No właśnie... – zaraz okazuje się, miał się dowiedzieć – potrzebny nam będzie taki człowiek. 
Minister Spraw Zagranicznych Szefie… o skórze grubości skóry słonia…taki Ławrow tylko nasz… co to z uśmiechem odpowie na wszystko i skłamie przed każdym Trybunałem, że mu nawet brewka nie drgnie… – Jojo wiedział, że w Polsce nie ma takiego niestety.
Mamy takiego? – Jarek był pozytywnie zaskoczony. 
otóż nie mamy Szefie… nie ma takiego drugiego. nie nasza liga…
Szkoda – westchnął Jarek – a jakaś podróbka może? Ale w miarę dobra?
Myślałem kiedyś nad tym Szefie i jest u nas taki jeden… prawie taki powiedzmy – Jojo wiedział, że poprzeczka wisi bardzo wysoko.

Mów – Jarek się zniecierpliwił – zawsze mówisz takimi ogródkami...
Urodzony u nich, wykształcony na tych ichniejszych uniwersytetach, kolegów ma na stanowiskach na całym świecie, pięć języków, dogada się z nimi …może nie ze wszystkim, ale...

Nie zrozumiałeś mnie Jojo… – przerwał mu Prezes - po co nam wykształcony, co się z nimi dogaduje... jeszcze się dogada i nas sprzeda… – Jarek był konkretny
Jojo zrozumiał geniusz Wodza – w sumie racja Szefie.
Ano właśnie Jojo… – niepotrzebny nam goguś, co je makaron w pięciu językach i rozumie, po co przy stole są te wszystkie widelce… Jak np. ten… tu postukał w twarz ministra u Ewki, który był kiedyś Jego ministrem… jak ten zdrajca i zaprzaniec…

Prezes nienawidził Radka serdecznie, nikt go na przestrzeni lat tak nie podszedł, wkradł się w łaski i zaufanie i nikt go potem w takim stylu nie zdradził… Ci, co go zdradzali, to przeważnie siedzieli w miarę cicho, zakładali te jakieś tam partyjki, które i tak po jakimś czasie umierały śmiercią naturalną, ale zawsze Prezesa szanowali i na Jego temat się nie wypowiadali…
A ten jakby się wściekł… ciągle jakieś szpile wbijał i śmiał się z Jarka publicznie...

Co to ja mówiłem? Aaaa widelce – Prezes wrócił ze swojego kącika osobistej nienawiści do gabinetu… więc widelce… czyli jak najdalej od tego
Ma tak mówić, że jakby kto pytał ,to przecież mówił… a że go nikt nie rozumiał… co nas to obchodzi… jakby kto pytał, to pojechał, powiedział i wrócił… odczepcie się od nas…był, tłumaczył przecież, trzeba było słuchać – 
i po cholerę mu te języki? Żeby się tłumaczyć jeszcze komuś? Nie zna, to się nie dogada – logicznie zakończył Prezes.

Ale to już może Prezesie w Europie nie wypada, żeby taki minister…
Uważaj Jojo – stąpasz po cienkim lodzie – ugryzł się Joachim w język, kiedy Prezes spojrzał groźnie
Ależ oczywiście Prezesie, są tłumacze przecież…
No właśnie, zawsze mogli coś źle przetłumaczyć, albo coś źle zrozumieć – Przecież nie wyrzucą nas za to z Unii… – ucieszył się Prezes
Za to akurat nie Szefie – powiedział – będą mieli mnóstwo innych powodów – to już pomyślał.
No więc właśnie… potrzebujemy takiego – Prezes wrócił do właściwego tematu tej rozmowy.

Aaaaaaa takiego… takiego to mamy spokojnie – Jojo miał go przed oczami, tą zakałę polskiej dyplomacji.

Jest taki jeden, nawet tamten co go Prezes tak nie lubi.. – tu Jojo pokazał zdjęcie ministra Ewki w gazecie – wyrzucił go kiedyś z pracy… – Jojo sobie przypomniał najistotniejszą pozycję w CV kandydata na kandydata…

Taaaak? Już go lubię – Prezes się rozpromienił – to musi być gość, że się postawił temu… temu. 
Ale miał niestety rację akurat ten od Ewki, bo ten nasz gość to słoń w składzie porcelany Szefie…będzie dużo wstydu na salonach w Europie… – Joachim sobie właśnie zdał sprawę, że ów człowiek przypadkiem przez jego gadaninę może naprawdę zostać tym ministrem…

A wiesz gdzie ja to mam Jojo, jak to się mówi – nasza chata z kraja – Prezes się roześmiał – bardzo dobrze, podoba mi się … na początek wystarczy... Najważniejsze, że się z tymi gogusiami z tej Brukseli czy tfu! Z Berlina nie dogada…

 

Oby tylko zrozumiał, co my do niego mówimy – pomyślał zakłopotany Jojo.
(...)

Jarek zwalnia Antoniego (fragment) Dodano 14.07.2018, godz. 12:56

Przypomnijmy sobie ten dzień kiedy Antoni nic sie nie spodziewając przyjechał do Pałacu Prezydenckiego na uroczystość "rekonstrukcji" rządu...
czyli Jarek zwalnia Antoniego 
(fragment)

(...)
Witaj Antoni … - Jarek silił się na uprzejmość, ale dużo go to kosztowało...
Tak jest Panie Prezesie – Antoni pomyślał, że jednak dużo mu zawdzięcza i zrobi na koniec jeszcze Jarkowi przyjemność, taki quasi meldunek… Melduję się na kawę… to jest na rozkaz – i tak pokręcił...
Tak … tak… na rozkaz – Jarek chciał to już mieć z głowy, a ten mu tu udaje żołnierzyka… siadaj.

Co tam? Kogoś dziś odstrzeliwujemy czy tylko nowi? – Antoni był w humorze, który można nazwać tylko … lepszy niż doskonały.
Odstrzeliwujemy niestety…– Jarek był szczery...
Jak to na wojnie, mus to mus – Antoni w końcu był przecież prawie żołnierzem, w końcu tyle lat w MONie

A my Prezesie co? Kawki się zdążymy napić jeszcze przed uroczystościami? Ten z Kancelarii mówił, że jest jeszcze trochę czasu, nie wszyscy się jeszcze zjechali… że też udało mi się w końcu nie spóźnić – rozbawił się tą sytuacją…

Ano prawie Ci się udało – Jarek się nerwowo uśmiechnął – może kawę sobie darujemy, aż tyle czasu nie mamy niestety. 
Dobrze, oczywiście… A jak tam Twoje zdrowie, dobrze? – niby zapytał grzecznościowo, ale dla Jarka to już była jawna prowokacja…
Słuchaj skurwysynu – w tym momencie nie wytrzymał i zamiast jakichś wstępów przeszedł od razu do rzeczy.

Co? – słynny uśmiech zamarł Antoniem mu na twarzy.
Słuchaj skurwysynu, mówię...– Jarek powtórzył, choć było widać, że Antoni słucha jak nigdy.

Myśleliście z tym klechą, że już mnie pogrzebiecie? Że jestem już taki stary i pozwolę Wam, dwóm pajacom odesłać mnie do lamusa? (…)

Recenzja recenzja recenzja.info :) Dodano 10.07.2018, godz. 16:34

Moi drodzy muszę się Wam pochwalić, dotarła teraz do mnie świeżutka recenzja mojej książki od ludzi zajmujących się tym zawodowo... Przeczytali oczywiście całość, nie fragmenty, którymi Was tu zanudzam i ...
Oczywiście wiadomo, że są błędy i wypaczenia ale... ponoć jest nieźle :)
Zresztą sami przeczytajcie...
http://recenzja.info/ksiazka/poki-my-zyjemy/
no i te kropki co ich za dużo... ehheheheh

Pozdrawiam serdecznie i baaaaaaardzo dziękuję za dotychczasowe wsparcie

Jarek wzywa Prezydenta Adriana za Żoliborz... :) Dodano 10.07.2018, godz. 13:10

Rzecz się dzieje po wygranych przez Adriana wyborach prezydenckich (fragment)
(…)
Jak Ci tam Adrian w Pałacu? – Prezes chciał być miły na początku... – stare kąty się przypomniały?
Bronka bardzo bolało, jak wychodził? – zaśmiał się po cichu...
Oj bardzo Panie Prezesie. – Adrian też miał satysfakcję, pamiętał jeszcze, jak zdawał Pałac Bronkowi po katastrofie smoleńskiej...

To zapamiętaj ten widok, Adrian zapamiętaj dobrze... i jeszcze pamiętaj, że on wychodził wolny, mógł pójść, gdzie chce…– zaczął Prezes.
Nie tak jak Ty… jak Ty będziesz, jak coś mi tu będziesz podskakiwał. . – spojrzał groźnie w oczy Adrianowi.
Już mu nagadał ten Jojo – Adrian, uciekając wzrokiem, spojrzał na Joachima ze smutkiem …
Tu masz listę ministrów w Twojej kancelarii, na dwa czy trzy miejsca nie miałem pomysłu, to sobie tam kogoś znajdź. 
Ogarnij się tam na razie z tymi pokojami, żyrandolami... odezwiemy się – Prezes wstał.
Dobranoc – pomału w kapciach poszedł do swojego domu specjalnie zrobionym przejściem.

Chociaż Dobranoc powiedział... – Adrian, wsiadając do limuzyny, pocieszał się w myślach. 
(…)

Dziś zobaczmy skąd się wziął Adrian co listy do Sędziów pisze... Dodano 07.07.2018, godz. 11:35

(…)
Panie Prezesie Adrian do Pana - Pani Basia była zaskoczona wizytą szeregowego europosła w tak gorącym okresie.
Przecież szukamy tu kandydata na Prezydenta, wszyscy kombinują, jakieś podchody, ciągle ktoś poważny zapowiada się z wizytą, lobbując za kolejnymi kandydatami – myślała starymi schematami niewtajemniczona w chytry plan Jarosława… – a ten tu nagle nie wiadomo po co…
 
Ja rozumiem, że Prezes wezwał, ale krótko i na temat proszę, mamy tu dziś urwanie głowy, nie mamy czasu na Wasze sprawy teraz – Europa ze swoimi problemami zawsze była daleko od Pani Basi…
Dzień Dobry Panie Prezesie, Witaj Joachimie. – Adrian raczej rzadko tu bywał, więc wszedł niepewnym krokiem nowicjusza na pokojach realnej partyjnej władzy.
 
Siadaj Adrian… – Prezes z marsową miną i niezwykle poważny Joachim skinęli głowami – nie zapowiada to nic dobrego – pomyślał Adrian – oczywiście niepoinformowany wcześniej ani o celu jego wizyty ani o temacie rozmowy, stary numer Prezesa…
 
Praktycznie całą drogę z Krakowa robił rachunek sumienia…
O co może chodzić Prezesowi... głosował, jak trzeba, latał do tej Brukseli sumiennie, tym bardziej że można było przyrobić na biletach lotniczych, nie wychylał się za bardzo, trzymał się, jak to mówili po Smoleńsku – kursu i ścieżki…
Już raz myślał, że jest wysoko, że Pana Boga za nogi złapał i że teraz to tylko do przodu… Wtedy, kiedy był szefem kancelarii u Lecha Prezydenta… jak to jest złudne, przekonał się zaraz po Smoleńsku…
 
Jakby nie to, że dużo ludzi zginęło w katastrofie, a potem w wyniku dziwnych przetasowań i rozłamów odeszli następni a Prezes w nagrodę za lojalność rozdawał dobre miejsca na listach, to by się nie załapał nawet na ten europarlament i zostałaby mu uczelnia, a to ciężka harówka jednak…
 
A tak na szczęście siedział sobie tam w ciepełku brukselskim, dorabiał na boku trochę w prywatnych uczelniach, oszukiwał delikatnie na hotelach, biletach i delegacjach, ale …
Do cholery wszyscy tak robili. Chociaż z Prezesem nie ma żartów… co wolno wojewodzie, to wiadomo… nie jakiemuś przypadkowemu europosłowi z trzeciej ligi.
 
Hmmm… bo to chyba nie chodzi o ten żart TV Kraków, jak go wkręcali, czy czuje się na siłach, czy to o nim Prezes mówił w kontekście kandydata Partii na Prezydenta…
 
Cholerni złośliwcy, jakby nie wiedzieli, jak to się u nas w partii odbywa...
 
Jeszcze Prezes nieszczęśliwie tak to określił, że pasowałem jak ulał… Ileż można się wić i mówić, że jak stawia na młodych, to jestem za stary, a jak na wykształconych to z moim doktoratem jestem za mało wyedukowany…
 
Młodych profesorów przecież u nas nie ma, za mądrzy są, żeby się tu pchać i dać sobą pomiatać.
Panie Prezesie ja rozumiem, te delegacje, że niby jeżdżę na partyjne spotkania – pomyślał, że trochę samokrytyki na początek nie zaszkodzi…
Jakie delegacje, jakie spotkania? – Prezes nie zorientował się, o co chodzi...
No te hotele co je wynajmuję na koszt europarlamentu… – brnął dalej Adrian w samokrytykę.
Człowieku, jakie hotele, co mnie to obchodzi – Prezes zaczął się delikatnie irytować.
To już nie wiem, z tym Prezydentem w TV Kraków to ja naprawdę żartowałem – pogrążał się dalej Adrian – ci cholerni dziennikarze…
No właśnie, to już jesteśmy bliżej tematu Adrian… – Prezes nareszcie nawiązał z tym, co mówi Adrian …
 
No to kurwa ładnie wpadłem… ciekawe czy może mnie wyrzucić z tej Brukseli? Chyba nieeee... ile lat w tym parlamencie jeszcze? 2015 2016 2017 2018… cztery… spokojnie, choć trzeba będzie trochę oszczędzać już. – przelatywało Adrianowi przez głowę z szybkością karabinu maszynowego...
 
Tak Panie Prezesie, czyli chodzi o coś związanego z tematem Prezydenta? – Adrian pomyślał, że mleko i tak się już rozlało… – pytali mnie w TV, co miałem powiedzieć, skoro Pan Prezes sam to jakoś tak określił, że niechcący pasuję.
 
Ja tam swoje miejsce w szeregu znam… – skulił się na krześle gotów wysłuchać połajanki.
I całe szczęście – odezwał się w końcu Jojo
Otóż to – Prezes przestał w końcu robić marsowe miny.
 
Adrian już całkiem zgłupiał… czego oni ode mnie chcą? Czuł się jak student na egzaminie, zapomniał już, jak to jest, od lat to on egzaminował studentów.
Znasz swoje miejsce, powiadasz – Prezes się pochylił, – to gdzie się widzisz za 5 lat? – poleciał starą sztuczką rekruterów.
Kurwa… mają mnie... tu nie ma dobrej odpowiedzi. . – Adrian zaczął panikować…
Na to pytanie nie ma dobrej odpowiedzi, tym bardziej w obecności szefa albo gościa, który może być Twoim szefem.
Za 5 lat? – nie wiem, co ja tutaj mam do gadania – Adrian miał autentyczną pustkę w głowie – za 5 lat będę tam, gdzie Partia wskaże – resztki instynktu samozachowawczego wzięły górę… w końcu Adrian był wychowywany w tradycyjnej katolickiej rodzinie, przywykły do posłuszeństwa starszym…
 
Dobrze – Prezes był wyraźnie zadowolony…
Wiedzieli z Jojem o wychowaniu Adriana, ale te europarlamenty, życie wśród tych birbantów z Europy, te ich niemoralne zarobki, mogły złamać każdego.
Iluż młodych biednych katolickich pszenno-buraczanych przypadkowych europosłów złamały i przekabaciły na diabłów – takiego diabła nie potrzebowali.
Będziemy Cię potrzebować może w innym odcinku – zaczął Jojo, gdzie lepiej przysłużysz się Partii i Polsce.
 
Zarobki nie te, ale są inne plusy… – kontynuował...
A jednak – pomyślał Adrian – chcą mnie udupić. .
to pamiętliwe szuje są jednak… jeden mały żarcik o prezydencie…
 
Tylko gdzie oni mogą chcieć mnie dać.? ?!
Rządzimy tylko na Podkarpaciu, więc trzeci, drugi wicemarszałek najwyżej. Jest kilka miast, ale to raczej małe mieścinki, nie zarobi się, w tym marszałkowie też przecież nie… Zostaje centrala… tutaj na Nowogrodzkiej, ale to już zupełna nędza, partyjny etacik.
W Sejmie nie ma nic, z moim doktoratem i habilitacją z prawa do Trybunału czy Sądu Najwyższego też nie, bo takich partyjnych jak ja prawników się nie bierze, nie wypada, nikt by za mną nie zagłosował oprócz naszych.
no cóż... pozostaje iść na swoje – skapitulował w myślach, jednak słownie walczył dalej… –
 
Nie rozumiem, o co może chodzić, myślałem, że dobrze służę Partii w europarlamencie, nie przeszedłem do Zbyszka, co więcej, doniosłem, komu trzeba, że knują, jestem lojalny, zatrudniam tych niby doradców na etatach w nas w biurze, choć nigdy ich w życiu na oczy nie widziałem…
Co zrobiłem nie tak Panie Prezesie? – brzmiało to już płaczliwie raczej.
Właśnie wszystko zrobiłeś tak Andrzej, dlatego chcemy Cię awansować – Prezes patrzył mu przenikliwie w oczy jak to on…
Jak awansować, jak wnioskuję, że jednak poza europarlamentem, to niby gdzie? – Adrian pogubił się już całkiem…
(...)

Jarek wzywa przyszłego Ministra Szkolnictwa Wyższego... Dodano 05.07.2018, godz. 10:28

(…)

Jarek – Ty wiesz, że się do nas w zasadzie nie nadajesz – zaczął Prezes z grubej rury – bardzo nie lubił 
tego krakowskiego bufona, niby Prezesa kanapowej federacji kanapowych ruchów…
tego zbiorowiska odszczepieńców wszelkiej maści chyba tylko oprócz faszystów i lewaków
od Che Guevary trzymających się chwilowo razem ze zdrajcami wyrzuconymi w zasadzie z każdej
partii w tym kraju.
Potrzebował go jednak… Bo jestem ze starej krakowskiej inteligencji? – Długi Jarek czuł się źle, siedząc tu na miejscu petenta
u człowieka, który jego zdaniem nie dorastał mu do pięt i nie chodziło tylko o wzrost…
Bo jesteś zdrajca, kombinator, lawirant i karierowicz – Prezes nie zamierzał owijać w bawełnę. Nie teraz, choć doskonale wiedział, w jakim stopniu może sobie pozwolić na obrażanie niebelwederskiego
Profesora.
Jak Pan może Panie Prezesie… – Jarek poczuł się jeszcze bardziej urażony… – myślałem, że
mieliśmy porozmawiać o wyborach, a widzę, że jestem tu tylko po to, żeby mnie obrażać…
Porozmawiamy o wyborach, chciałem, tylko żebyś wiedział, co o Tobie myślę, nic tego nie zmieni…
– kontynuował Prezes.
Porozmawiamy o wyborach, jak zdasz sobie sprawę, że u mnie takie numery, jakie wyprawiałeś u 
Donka… Ci nie przejdą, tym bardziej teraz. – mówił dalej, wbijając wzrok w Długiego Jarka .
Nie łudź się, że kiedyś puszczałem zdrajców wolno, jakichś Zbyszków czy innych, tych od Leszka
z Kancelarii…że dalej tak jest… jak chcesz być z nami… teraz będzie jak w wojsku… za zdradę
kula w łeb – zakończył zadowolony z ładnej i groźnej metafory Prezes.
Jak to kula w łeb – Jarek był przygotowany na ciężkie negocjacje, na duże ustępstwa, bo wiedział,
że bez Prezesa nie przeskoczy tych wyborów, ale kula w łeb?
Eee – nie mówi tego poważnie – pomyślał, straszy, ale też nas przecież potrzebuje… Przejdziemy wybory na jego listach, a potem się policzymy i zobaczymy, co się bardziej opłaca...
– uśmiechnął się w duchu, wiedział swoje, niejedne wybory tak przeszedł...
Profesorze niebelwederski...– z przekąsem zaczął Jarek – to może taka metafora z tą kulą w łeb,
ale jednak w miarę bliska prawdy.
Jeśli pójdziemy razem do wyborów, a potem mnie zdradzisz obojętnie, kiedy… na początku, w 
połowie czy na końcu…to zgnijesz w więzieniu… tak będziemy zmieniać prawo, że spokojnie Cię
wsadzę i będę trzymał, ile chciał. – wyraźnie upajał się tą myślą…
Zastanów się dobrze … to jest one way ticket – jakby powiedzieli Amerykanie. – Jarek był
śmiertelnie poważny
Zastanów się Ty i ta Twoja banda odszczepieńców… bilet w jedną stronę… pamiętaj... Do widzenia – dokończył i wstał, dając do zrozumienia, że spotkanie skończone… Długi Jarek znał Prezesa od lat… ale takiego go nie widział nigdy… Wiedział od byłych kolegów z 
Partii Jarka, że tam nie ma przelewek, ale żeby zaraz do więzienia?
Noooo… żarty się skończyły widocznie – przestraszony nie na żarty, wyszedł z gabinetu… Muszę się przewietrzyć… co za człowiek... – pomyślał.

Jak to się zaczęło z tymi sądami. Jarek wzywa Zbyszka na dywanik Dodano 03.07.2018, godz. 12:54

Zbyszek… - Jarek czekał na Zbyszka od rana...
Tak Prezesie? – Zbyszek jak zawsze trochę wystraszony, trochę skulony
Musimy zrobić coś z sądami. .. – Prezesa sądy męczyły bardzo – to był klucz do sukcesu...
Robimy Panie Prezesie… Projekty zmian w Sądzie Najwyższym i KRS idą jak Prezes kazał.
Nie o tym mówię idioto…
A o czym? – Zbyszek nawet nie zauważył epitetu, tak się stresował tą rozmową. jak każdą z 
Prezesem.
O normalnych sądach mówię – co nam po Sądzie Najwyższym jak byle łachudra wygra
z nami w każdym sądzie… Myślałeś coś o tym? – Prezes jednak żądał konkretów, a nie ogólników...
Mniej więcej Panie Prezesie – Zbyszek faktycznie coś tam myślał. Ja Ci dam mniej więcej, a poza tym byłoby miło, jakbyś mówił do mnie Szefie – Jarek przypomniał
sobie, jak to może Zbyszka zaboleć…
Ale Panie Jarosławie, nie mogę za bardzo przecież formalnie… Jesteśmy w innych partiach, ja tam
jestem szefem a Pan tu…
Jarek nie dał mu dokończyć… – formalnie, formalnie…nie jesteśmy w sądzie ani w telewizji
przecież… – cisnął dalej. – za to jesteśmy właśnie tu i ja tu rządzę… kojarzysz czy masz za daleko
do łba?
Kojarzę, niestety, a moglibyśmy tylko, jak jesteśmy sami? Szefie? – Zbyszek walczył choć już się
poddał
Dobrze… na razie niech będzie – Jarek był w dobrym humorze. Więc… Szefie… Zmienimy ustrój sądów – zaczął nieśmiało… Cokolwiek to jest, mów do mnie po polsku człowieku – mruknął Jarek pod nosem. To ważna sprawa – Zbyszek faktycznie nad tym myślał – odwołamy wszystkich Prezesów sądów
w całej Polsce i powołamy naszych…
Można tak? – Jarek się rozpromienił Jeszcze nie, ale możemy móc… – Zbyszek kontynuował Super… tak naraz wszystkich. fantastycznie i rozumiem, Ci nowi są już nasi… Dobrze Szef rozumie – Zbyszek się ucieszył. Ale… – Jarek był w swoim życiu kilka razy w sądzie i miał złe doświadczenia… Bo Ci cholerni sędziowie niby tacy niezawiśli… kto to w ogóle wymyślił… Ale co nam Zbyszek
po prezesach… – przecież to nie prezesi sądzą przeważnie, nie możemy im dawać wszystkich
spraw, o które nam chodzi, zrobi się awantura za duża – nawet Jarek wiedział, że to byłoby
przegięcie – więc co nam po naszym Prezesie, jak przyjdzie normalny sędzia i nam da popalić.
O tym też myślałem – Zbyszek coraz bardziej podnosił głowę. Po pierwsze, to taki normalny sędzia będzie się jednak bał tego naszego Prezesa, że go gdzieś tam
przesunie, albo jakiś dodatek mu zabierze a do tego jeszcze…– Zbyszek aż się zapowietrzył z 
emocji…
Tak? – Jarek jednak nie spodziewał się przełomowych pomysłów po Zbigniewie... Stworzymy Centralny… – Centralny... już mi się podoba – przerwał mu Jarek – Centralny, czyli nasz... Oczywiście, Szefie nasz – Zbyszek się przyzwyczajał do tego „Szefa” Pozwoli Szef, że dokończę… – Centralny Komputer, którym będziemy losować, która sprawa
ma trafić do którego sędziego…w całej Polsce!!! – Zbyszek był dumny z siebie…
Jarek był pod wrażeniem – Jeden komputer da radę w całej Polsce? – jego wiedza na temat
komputerów równała się Zero – jak kiedyś nazwał Zbyszka pewien były Premier.
Oczywiście, że da Szefie – Zbyszek odpowiedział – co za idiota z epoki przedlodowcowej...
– pomyślał.
Zbyszek jednak pomyślał, że skoro Jarek ma z nim normalnie rozmawiać tak jak teraz, to to
małe „Szefie” jest małą ceną…
Ale zaraz, zaraz... – Jarek zmarszczył brwi – nie podoba mi się w tym wszystkim jedno… Zbyszek się skulił – Tak Szefie? Co? Martwi mnie jedno słowo, które Zbyszek użyłeś, jedno małe, ale cholernie ważne słowo. Jakie? – Zbyszek już mniejszy być nie mógł… "Losowy” kurwa Zbyszek… „losowy” – to mogą być za poważne sprawy, żeby był jakiś losowy
system, nawet centralny i nawet komputerowy...
Szefie… – odetchnął Zbyszek – losowy jakby kto pytał, rozumie Szef… aaaaaaa – popatrz, a już w Ciebie zwątpiłem – Jarek się rozpromienił. Zuch Chłopak – idź już... - machnął ręką. Zdolna ta młodzież jednak…trzeba uważać na niego… Ale dobre to… losowy…
dobre – pomyślał...

Antoni spowiada się Ojcu Dyrektorowi z ukrywania Leszka Dodano 01.07.2018, godz. 7:58

 

Antoni spowiada się Rydzykowi z ukrywania Leszka i Marylki na  Węgrzech (fragment)

 

Ojcze Dyrektorze, niech będzie pochwalony Jezus Chrystus i Maryja zawsze dziewica… – Antoni, zastanawiając się jak zacząć rozmowę, zaczął ją mimowolnie wyuczoną podczas setek wizyt w Toruniu formułką
Teraz i zawsze Antoni Mój Drogi. – Ojciec Dyrektor odpowiedział równie automatycznie.

Mam do Ojca delikatną sprawę, muszę przystąpić do spowiedzi, a sprawa jest wagi państwowej i nikomu nie ufam na tak jak Wielebnemu Ojcu… – dalej nie miał pomysłu jak zacząć…
Zapraszam jak najbardziej Synu, oczywiście, że mogę Cię wyspowiadać, wiesz, że dla Ojczyzny wszystko zrobię, ja skromny sługa Boży… – proszę, proszę – ożywił się redemptorysta. – rzadko już spowiadał, ale wciąż lubił ten dreszczyk emocji, to swoiste podglądactwo zawsze go pociągało… dziwił się strasznie ludziom, że się decydowali wywnętrzać przed innymi tylko dlatego, że myśleli, że są przez Boga namaszczeni…sam nigdy naprawdę nie był u spowiedzi, odprawiał ten rytuał jak rolę w teatrze…

Gdybym powiedział komuś naprawdę, jakie mam myśli…nie ma takiej pokuty – uśmiechnął się do siebie w myślach zakonnik.

Materia jest Proszę Ojca tak delikatna, że nikt, ale to nikt nie może się dowiedzieć, w czym rzecz naszej rozmowy…tzn. spowiedzi…
To jasne Antonii obowiązuje mnie przecież tajemnica spowiedzi.
Wiem Ojcze, ale tym razem chodzi o rację stanu…
Znasz moją troskę o Ojczyznę, synu, spokojnie zaczynaj – podekscytował się bardziej duchowny.


Zgrzeszyłem Ojcze, skłamałem i oszukiwałem moją żonę, przysporzyłem jej mnóstwo cierpienia, a raczej nie uchroniłem przed cierpieniem…
To raczej to samo Antonii…– eeeee żona? czyli kochanka...  czyli banał – co to za sensacja – Ojciec Dyrektor był troszkę zawiedziony…

Wiem Ojcze, wiem… sęk w tym, że nie wiem jak to ująć…– Antoni naprawdę nie wiedział…
Chyba się domyślam Antonii, choć w tym wieku?? No no no… o ile dobrze to rozumiem, to chodzi o kobietę… te czarownice z piekła rodem czyhają na każdym kroku... nawet na nas osoby duchowne polują, wstydu nie mają…a taki świecki przystojny minister jak Ty… Orzeł można rzec… to ja rozumiem, że się nie może opędzić i czasem ulegnie…
Ale zaraz... zaraz… po co tu mieszać rację stanu do zwykłej dupy? – uświadomił sobie w międzyczasie redemptorysta.

Czyli rozumie Ojciec sytuację i rozgrzesza mnie grzesznika, oczywiście czekam na solidną pokutę, którą pokornie przyjmę i wykonam… – ucieszył się w duchu Antoni, że tak łatwo poszło i nie musi wchodzić w niewygodne szczegóły i wyprowadzać spowiednika z błędu – lepiej w końcu okłamać jednego zakonnika niż tłumaczyć się z okłamywania całego świata przecież.

Antoni… zaraz... zaraz… – normalnie Ojciec Dyrektor dałby sobie spokój, machnął ręką znak krzyża i puścił delikwenta, zwłaszcza tak zasłużonego dla Dzieła Ojca Dyrektora…ale życie nauczyło go, że nie ma co pozbywać się dobrych informacji, tym bardziej dotyczących ponoć aż racji stanu…

Zaraz Antoni. .. – nie ma tak łatwo... kobieta kobietą, czarownica nawet, ale doktryna nakazuje mi zgłębić istotę grzechu, aby sakrament odpuszczenia i pokuty dobrze zadziałał… kontynuuj...
O co chodzi z tym oszukiwaniem? Nie o kobietę chyba z tego, co widzę!!! – zakonnik groźnie zmarszczył brwi, bo zaczynała zżerać go ciekawość.

Ojcze… – jęknął Antonii…
Nie ma zmiłuj, nie pozwolę, żebyś chodził w grzechu – dreszczyk podglądacza zaczął się w Ojcu nasilać...
Jarek mnie zabije. – wyszeptał blady Antoni, do którego dotarło właśnie, że chyba nie był to najlepszy pomysł…
ooooooo – robi się ciekawie – pomyślał Ojciec Dyrektor.
A więc chodzi o… – zaczął Antonii delikatnie dygocząc... (…)

 

 

 

Moi Drodzy dzięki :) Dodano 01.07.2018, godz. 7:49

Moi Drodzy dzięki Wam za tak mocne otwarcie tego projektu, prawie 10% w jeden dzień, pozwala to patrzeć w przyszłość z nadzieją na jego powodzenie :)

Dziś pozwolę sobie dodać następny fragment, może przy niedzieli tematycznie coś o sakramentach...

Pozdrawiam

Konrad

Jarek idzie w miesięcznicy (fragment) Dodano 01.05.2018, godz. 13:47

(…)

Jarek, po tylu latach automatycznie „odrabiający” miesięcznicę niczym
pańszczyznę, nieprzyjemną, ale konieczną, dziś jednak był mocno
poirytowany.
Nie spał przecież całą noc, (...) A tu od rana te męczące całodzienne rytuały – te chore msze jawiące się coraz
bardziej jak jakieś gusła afrykańskie z dymami i świętymi wafelkami,
potem rajd po cmentarzach i w końcu to… najdłuższy comiesięczny dystans
na nogach, jaki pokonywał...
Prawie kilometr w huku śpiewów puszczanych z gigantycznych głośników
dziesięć metrów przed nim i oślepiające światło w twarz – telewizja telewizją,
ale czy to musi tak nap.... po oczach?
Chcąc się wyłączyć i jakoś to przeżyć, jego myśli znowu wróciły do planu
Joachima. (...)
Maaaaaaryyyyyyjoooooo!!! – darły się głośniki, a Jarka znowu podeptała ta
gówniara z przodu.
Boże, jeśli jesteś, daj mi siłę – Jarek czuł, że słabnie... Dopiero byłby cyrk, jakbym tu … teraz na środku tego Krakowskiego
Przedmieścia zemdlał – sam się rozbawił tą myślą… – upadłbym przecież na
jezdnię jak po jakimś strzale…
Ci wszyscy debile gotowi byliby pomyśleć, że ktoś mnie zastrzelił – zerknął
na snajperów na dachach… Kennedy kurwa normalnie jak Kennedy – co to
by były za paski czerwone, chyba jakieś purpurowe by musieli wymyślić u 
tego Jacka w telewizji, takie bardziej niż po Papieżu – przypomniał sobie,
do czego zdolny jest Jacek, żeby zostać w tej telewizji…
i pasek czarny na ćwierć ekranu... koniecznie – roześmiał się aż na tą wizję w
głos, wywołując konsternację młodzieży niosącej transparent
„SMOLEŃSK – PAMIĘTAMY”...
Opanuj się człowieku… jesteś w telewizji – sam siebie próbował uspokoić...
A jaka radość zapanowałaby w Narodzie… to znaczy na szczęście w tym
drugim Narodzie, a nie w tym naszym, prawdziwym, patriotycznym polskim…
Ale byłaby krótka – niedoczekanie Wasze… nawet jak upadnę, to jak
Chrystus… podniosę się – pomyślał z zadowoleniem – głowa do góry Jarek
– jak to mówiliśmy w kampanii – Damy Radę!!!
O czym tam dziś w spiczu? – nie wiedzieć czemu wpadło mu ostatnio do
głowy to angielskie określenie, chyba ten młody bystrzak coś mówił, on takie
lubi wpleść…
Taki światowy przecież – Jarek był dumny ze swojego nowego
Premiera – normalnie nie różni się wyglądem od tych wymoczków, co tam
siedzą z tym … też kaczorem w końcu – jakoś nawet to imię z bajki Disneya
nie chciało mu przejść przez gardło...
Więc o czym dziś to kazanie dla ludu z drabinki? – dalej w nadziei
przetrwania marszu, który wydal mu się długi niczym chiński notabene Długi
Marsz – powtarzał materiał…
Aaaaa przepraszam… z jakiej drabinki… teraz mamy podeścik ze skrzynek po
piwie chyba… taki kurwa nierówny, można nogę skręcić… no ale przykryty
tym suknem jakoś wygląda w telewizji w końcu… szkoda tylko, że
dziewięćdziesiąt razy męczyłem się z drabinki a na pięć czy sześć ostatnich
mam podeścik…
Dobra nieważne… co tam w rozkładzie? – usiłował się skupić na dzisiejszym
przemówieniu...
Pewnie Prawda jak zawsze – to akurat mamy opanowane… aaaaa byłbym
zapomniał… ten cholerny pomnik jak w tym komiksie – Jarkowi nawet
podobał się ten projekt, co prawda nikt nie wiedział, co autor mógł mieć na
myśli....
Bo nawet jak tłumaczył, to się nie dało zrozumieć... ale podobał mu się…
czas przeszły… dopóki jakiś złośliwiec, bo oczywiście teraz to nikt się nie
chce przyznać – ktoś nie położył mu na biurku wydrukowane strony z 
komiksu o Tytusie Romku i Atomku… z takim samym kurwa pomnikiem,
może nie do końca tożsamym, ale jednak… uderzająco podobnym cholera…
no żesz… podłość ludzka. . – już zawsze mu się będzie z tą małpą kojarzyć…
a nie tragedią, w której stracił brata… to znaczy prawie stracił…
Maaaaaaaaaaryyyyyyyyyyyjooooooooooooooo!!! – no żesz… nie wiadomo
co gorsze, czy jak leci z tych głośników, czy jak się zaczną drzeć – do Jarka
dotarło, że tłum idący za nim postanowił pośpiewać…
Może zmarzli, tak jak ja… butków zimowych przecież nie mam – popatrzył
na swoje letnie mokasynki deptane ciągle na przemian – przez dziewczynkę
z prawej albo chłopczyka z lewej...
No i trzeba – powrócił do swoich rozmyślań o dzisiejszym kazaniu do ludu
smoleńskiego – trzeba pomału separować się od tego wariata i tego jego
zamachu… za chwilę już tego nie schowamy, że ta cała komisja tych wariatów
z całego świata to pic na wodę fotomontaż…i zostaniemy z ręką w nocniku
już na zawsze… a tak…
Wariat zrobił swoje – wariat może odejść – zaśmiał się w duchu, tak ładnie
mu przypasowało stare powiedzenie o Murzynkach...
Schowamy tę Komisję całą gdzieś z tyłu, jak skończymy te cholerne
miesięcznice, to ludzie zaczną zapominać o jakiś bombach czy innych
kiełbaskach...
A do wyborów to my już mamy inne rzeczy, nie musimy już tak udawać
wariatów razem z tym … tfu… szantażystą… no bądźmy w końcu
poważnymi ludźmi… jakie wybuchy…
Oj Antoni stary wariacie... (...) Uffffffffff… nareszcie Pałac – Jarek ostatnio tak się cieszył na widok Pałacu
Prezydenckiego, jak przyjeżdżał do brata w 2010… – na ostatnich nogach
normalnie… starzeję się, dobrze, że jeszcze tylko dwa te cyrki... (...)

Antoni prezentuje Leszkowi i Marylce film Smoleńsk (fragment) Dodano 01.05.2018, godz. 13:36

 

(…)

Panie Kazimierzu, kino nam Pan będzie tu urządzał? – Leszek nie 
mógł się nadziwić, że chciało im się z Antonim targać taki kawał z 
Polski tyle rzeczy – komputer, projektor, jakieś głośniki, ogromny
ekran na stojaku i tę plątaninę kabli, w której Kazimierz jakimś cudem
się odnajdywał.
Raczej nie ja przecież… to Pan Antoni ma dla Państwa niespodziankę…
– kierowca krzątał się najszybciej jak mógł
A właśnie, gdzie jest Antoni – Maryla zainteresował się gościem,
który gdzieś zniknął.
Coś tam załatwia jeszcze przez telefon, ale tu i tak jeszcze trochę
zejdzie… zdąży…
Szkoda, że nie wiedziałam, kupiłabym popcorn – Marylka ze swoim
pragmatyzmem myślała poprawnie, ale… nie wiedziała, co ją czeka…
No nie wiem, czy byłby to najlepszy pomysł – Kazimierz wiedział....
Niestety oglądał ten film i nie zamierzał robić tego drugi raz… A już na pewno nie w obecności tych ludzi… – tego był pewien... Usiłował przez chwilę wytłumaczyć wczoraj swojemu szefowi, że nie
jest to najlepszy pomysł.
Ale Antoni, jakby w jakimś amoku uparł się i tyle… nie przyjmował
żadnych logicznych argumentów… żadnych… – był przecież dumnym
współtwórcą, chciał się koniecznie pochwalić.
Witam Państwa, całuję rączki Pani Prezydentowej… Leszku – skinął
głową – jak zwykle wiecznie uśmiechnięty minister pojawił się w
progu…
Jak tam Kazimierzu? Jeszcze chwilę Szefie – Kazimierz też już chciał jak najszybciej uciec…
– jeszcze tylko dźwięk i gotowe.
Tak... tak... dźwięk – ważny jest w tym filmie, głośno to puść…
wiadomo wojna – uśmiechnął się do dalej nieświadomej czekającej
ich katastrofy Pary Prezydenckiej… i nie ma tu mowy o katastrofie
smoleńskiej tylko innej… artystycznej, moralnej, mentalnej, logicznej,
aktorskiej i… tak można wymieniać bez końca.
Moi Drodzy – Antoni wczuł się w rolę, niczym legendarny Stanisław
Janicki z niezapomnianego cyklu „W starym kinie…”, choć co prawda
brakowało mu tego charakterystycznego głosu i czarnych okularów…
Otóż moi drodzy – ze zdziwieniem kątem oka zauważył, że Pan
Kazimierz po cichutku zamyka drzwi pokoju z drugiej strony
– wspomniałem Wam jakiś czas temu, że, co prawda z dużym trudem,
podejrzewam nawet, że większość przeszkód wywołali Rosjanie,
że jak już mówiłem ,z dużym trudem zabraliśmy się… mówię my,
choć co prawda w napisach mnie nie zobaczycie, nie ma mnie tam
oficjalnie… ale pomagałem, jak mogłem i wiecie...
rozumiecie – dopychałem to kolanem… (jako ten minister… chciał
powiedzieć, ale w ostatniej chwili dosłownie na pierwszej głosce
ugryzł się w język – trzeba uważać cholera, zapomniałem…) – jak już
mówiłem, dopychałem to kolanem, bo przecież Ci rządzący to
zrobiliby wszystko, razem z tymi Ruskimi, żeby prawda nie wyszła na
jaw…
Żeby to wiekopomne dzieło polskiej… co ja mówię polskiej....
światowej kinematografii nie powstało…
Chciałem Wam uroczyście zaprezentować – podniósł głos –
przedpremierowo – bo jeszcze nie ma w kinach, ale już bardzo
niedługo – arcydzieło stworzone przez nieocenionego i znanego Wam
przecież reżysera, Pana Krauzego, który bazując oczywiście na
ostatnich w zasadzie ze stuprocentową pewnością pewnych ustaleniach
mojej komisji smoleńskiej – przedstawił w tym świetnie zrobionym
filmie – jak było naprawdę…
Antoni – Leszek śmiejąc się, podał mu szklankę wody – człowieku –
mógłbyś być chyba konferansjerem na największych festiwalach
operowych.- prawda Marylko? – tak to powiedziałeś…
Oczywiście – Marylka jednak nie była pod wrażeniem, bo bardziej niż
na formę zwracała uwagę na treść wypowiadanych przez Antoniego
słów – i wydały się jej one bełkotem wariata…
Zresztą, między Bogiem, a prawdą zaczynała się bać tego, co ten
wariat tam wymyślił i kazał jeszcze na dodatek sfilmować… i w kinach…
Matko Boska, trzymaj nas – teraz już zaczynała rozumieć
niespodziewaną ucieczkę Pana Kazimierza – miej nas w opiece –
dokończyła tą krótką modlitwę, widząc napis SMOLEŃSK i mglę…
taką samą jak wtedy… wspomnienia wracały…
Dwie godziny później…
I co? – Antoni stał przy włączniku od światła i mrużył oczy bardzo
zadowolony z siebie…
Widzę, że Was – jak to się mówiło kiedyś – zamurowało - powiedział,
widząc miny małżonków. Nie zauważył jedynie tego, że oprócz
ogromnego zdziwienia i widocznych dużych przeżytych przed chwilą
emocji… zaczynała malować się na nich złość…jeszcze nie wściekłość
.... ale coś się na tych twarzach wzbierało...
Mówiłem… Arcydzieło… będziemy to pokazywać w Londynie,
Paryżu, Nowym Jorku, Tokio – podnoszonym coraz wyżej głosem
faktycznie naśladując konferansjera z teatru operowego, upajał się
coraz bardziej… i bardziej… rzucając nazwy wszystkich znanych mu
ważniejszych metropolii na świecie...
No i … Hollywood oczywiście… Hollywood – dokończył, gdy brakło
mu stolic..
Ale wtedy zobaczył, że na twarzy Marylki malowała się już tylko
wściekłość…
(...)

 

Do Jana Ministra od Lasu dociera, że go z rządu..... wyrzucili?? Dodano 01.05.2018, godz. 12:56

Do już troszeczkę nienadążającego za rzeczywistością profesora leśnictwa, to, że nie jest już ministrem środowiska, dotarło dopiero nazajutrz, kiedy ubrany w swoje pseudo myśliwskie odzienie, czyli zgnito zieloną marynarkę z kutasikami i płaszcz w kolorze błota czekał w przedpokoju na kierowcę…

 

Dopiero szanowna małżonka, słysząc, że się gramoli na dole zeszła…

A Ty gdzie? Do pracy? Jakiej pracy? Wylali Cię wczoraj przecież na zbity pysk – ona w tym związku całe życie twardo stąpała po ziemi… faktycznie… cholera... zapomniałem… już nie jestem przecież tym ministrem… – puknął się w czoło pod myśliwskim kapelusikiem Janek.

 

Wczoraj cały dzień zeszło mu na przekazywaniu obowiązków i dokumentów Heniowi, koledze z rządu, który wkurwiony maksymalnie wcale nie ukrywał, że dowiedział się o tym kilka godzin wcześniej i w ogóle nie jest mu to na rękę…

 

Miał taką spokojną działkę, Komitet Ekonomiczny Rady Ministrów, czy ktoś wie, że w ogóle coś takiego jest? Że jest normalny minister? Gabinet? Sekretarka i limuzyna?

No właśnie nikt nie wie… cisza, spokój, kurz i paprotki …

 

Nic się nie bój z tym Trybunałem Heniu, to pierdoły są, parę krzaków i taka od razu awantura – pocieszał kolegę następcę w najlepszej wierze – naprawdę sądził, że oni tam w Brukseli coś tam źle zrozumieli i przesadzają… to w końcu on był leśnikiem, a nie te fircyki w tych dziwnych togach, co nigdy w lesie nie byli…

Będą mu tu teraz mówić jak dbać o puszczę… – Dziady jedne – po chrześcijańsku ich sklął.

 

Henryk jednak bardziej kojarzył rzeczywistość, był w końcu ekonomistą, i perspektywa grożących Polsce kar jednak przejmowała go bardzo. Tak jak to, co nabroił ten troglodyta w tej puszczy nie wiadomo po co i dlaczego...

 

Na cholerę nam to było zadzierać z nimi jeszcze w tej sprawie, jakby mało było kłopotów z tą kontrolą praworządności i Art. 7

Teraz trzeba to jakoś obronić, ale jak?

Zadanie wyglądało na pierwszy rzut oka niewykonalne, albowiem musiał z jednej strony tam w Europie się wycofać a z drugiej, w kraju, stać i bronić rubieży kraju, bo tak to niestety kolega poprzednik sprzedawał we wszystkich telewizjach.

W tym jego ukochanym Komitecie nie było takich spraw…tylko ukochane statystyki i tabelki… cisza spokój, paprotki…

 

Skoro już nie trzeba iść do pracy, to może dowiemy się, co się stało – rozparł się z kawką i ciastem w swojej ulubionej, skromnej, przerobionej na domek stodole były minister…

 

Halo Tadeusz? Niech będzie pochwalony…

Maryja i zawsze – pomyliło się z nerwów zakonnikowi, który czekał wkurwiony do białości na ten telefon od wczoraj, od kiedy w swojej własnej telewizji zobaczył swojego własnego ministra wychodzącego z dymisją z Pałacu Prezydenckiego.

 

Coś Ty tam kurwa Janek nawywijał, powiedz no Ty mi… czy Ty myślisz, że takie ministerstwo jak do wczoraj Twoje to się załatwia z Jarkiem w pięć minut i za darmo???

Czy Ty wiesz, ile mnie to kosztowało, żebyś mógł tam siedzieć? – zakonnik aż nie mógł złapać tchu, nagromadzone w nim od wczoraj pytania wypluwał jak z karabinu maszynowego… Nie mógł się wczoraj cały dzień dodzwonić ani do profesora, ani do Antoniego, a ponieważ nikt nic nie wiedział, to wszyscy uznali, że Janek sam chciał przestać być tym ministrem… co oczywiście rozjuszyło księdza do granic możliwości.

To by zresztą tłumaczyło, dlaczego nikt patrona w habicie o zgodę nie zapytał.

 

Ja? – były minister normalnie nie nadążał a na takie poważne pytania, zadawane z taką szybkością – nie miał szans...

Ja? Nawywijał? Tłumaczyłem Ci, że to w tej Brukseli to głupoty…te krzaki wycięte w Puszczy.

Jakiej człowieku Brukseli obudź się, jakie krzaki – Ojciec na codzień nie miał nic przeciwko spowolnieniu ministra ba… niejednokrotnie na tym skorzystał, że ten nie za bardzo kojarzy, co podpisuje, ale umówmy się, Janek wtedy mu to przecież hojnie wynagradzał…

Ale teraz nie dość, że powolny to jeszcze już może nie bardzo mieć jak wynagradzać…czym…

Kogo obchodzi jakaś Bruksela – ksiądz wiedział, że choćby przyczepiło się tysiąc brukselskich Trybunałów, to Jarkowi latało to, wiadomo dookoła czego...

Zgodziłeś się na dymisję idioto? – zakonnik nie przejmował się dobrym wychowaniem.

 

Ja? Myślałem, że to Ty ustaliłeś, ciągle się tam z Jarkiem dogadujecie Bóg wie o czym – wzniósł oczy do nieba w charakterystycznym geście…

Ja? A po co mi ta Twoja dymisja człowieku… gdzie ja znajdę takiego drugiego głup… ugryzł się w język duchowny takiego drugiego tak hojnego i dobrego dla naszego Dzieła Bożego… No jak myślisz gdzie? U Jarka w gabinecie?

U tego Henia co jest za Ciebie? Ty Janek pewnie dopiero wstałeś, a on już wywalił połowę Twoich ludzi… naszych ludzi do cholery…

 

Rozumiesz to? Zostaliśmy na lodzie… naprawdę nie wiesz, o co chodzi? – zakonnikowi coś już się układało, ale jeszcze dla pewności dopytał…

Nie wiem Tadek naprawdę… kazali jechać do Prezydenta, to pojechałem, dostałem dymisję, to wziąłem, miałem przekazać wszystko Heniowi to przekazałem… ja tu nie jestem od myślenia… – Janek znał swoje miejsce w szeregu Rodziny Radia – to Ciebie oszukali widocznie – w końcu doszedł do jakiegoś wniosku.

 

Widocznie… – Ojciec Dyrektor wiedział, że krzyczenie na starszego pana jest niepotrzebne…

Z Panem Bogiem Janie – chciał już się pożegnać i przemyśleć parę spraw…

Z panem Bogiem Ojcze… powiesz mi, co się stało, jak się dowiesz? – niespodziewanie Janek zainteresował się swoim losem…

Powiem, powiem, odpoczywaj – zakonnik miał w głowie niezły mętlik.

Model finansowania: "wszystko albo nic"

Aby otrzymać środki, projekt musi osiągnąć minimum 100% finansowania do 07.08.2018 22:10