Antoni prezentuje Leszkowi i Marylce film Smoleńsk (fragment)
Dodano 01.05.2018, godz. 13:36
(…)
Panie Kazimierzu, kino nam Pan będzie tu urządzał? – Leszek nie
mógł się nadziwić, że chciało im się z Antonim targać taki kawał z
Polski tyle rzeczy – komputer, projektor, jakieś głośniki, ogromny
ekran na stojaku i tę plątaninę kabli, w której Kazimierz jakimś cudem
się odnajdywał. Raczej nie ja przecież… to Pan Antoni ma dla Państwa niespodziankę…
– kierowca krzątał się najszybciej jak mógł A właśnie, gdzie jest Antoni – Maryla zainteresował się gościem,
który gdzieś zniknął. Coś tam załatwia jeszcze przez telefon, ale tu i tak jeszcze trochę
zejdzie… zdąży… Szkoda, że nie wiedziałam, kupiłabym popcorn – Marylka ze swoim
pragmatyzmem myślała poprawnie, ale… nie wiedziała, co ją czeka… No nie wiem, czy byłby to najlepszy pomysł – Kazimierz wiedział....
Niestety oglądał ten film i nie zamierzał robić tego drugi raz… A już na pewno nie w obecności tych ludzi… – tego był pewien... Usiłował przez chwilę wytłumaczyć wczoraj swojemu szefowi, że nie
jest to najlepszy pomysł. Ale Antoni, jakby w jakimś amoku uparł się i tyle… nie przyjmował
żadnych logicznych argumentów… żadnych… – był przecież dumnym
współtwórcą, chciał się koniecznie pochwalić. Witam Państwa, całuję rączki Pani Prezydentowej… Leszku – skinął
głową – jak zwykle wiecznie uśmiechnięty minister pojawił się w
progu… Jak tam Kazimierzu? Jeszcze chwilę Szefie – Kazimierz też już chciał jak najszybciej uciec…
– jeszcze tylko dźwięk i gotowe. Tak... tak... dźwięk – ważny jest w tym filmie, głośno to puść…
wiadomo wojna – uśmiechnął się do dalej nieświadomej czekającej
ich katastrofy Pary Prezydenckiej… i nie ma tu mowy o katastrofie
smoleńskiej tylko innej… artystycznej, moralnej, mentalnej, logicznej,
aktorskiej i… tak można wymieniać bez końca. Moi Drodzy – Antoni wczuł się w rolę, niczym legendarny Stanisław
Janicki z niezapomnianego cyklu „W starym kinie…”, choć co prawda
brakowało mu tego charakterystycznego głosu i czarnych okularów… Otóż moi drodzy – ze zdziwieniem kątem oka zauważył, że Pan
Kazimierz po cichutku zamyka drzwi pokoju z drugiej strony
– wspomniałem Wam jakiś czas temu, że, co prawda z dużym trudem,
podejrzewam nawet, że większość przeszkód wywołali Rosjanie,
że jak już mówiłem ,z dużym trudem zabraliśmy się… mówię my,
choć co prawda w napisach mnie nie zobaczycie, nie ma mnie tam
oficjalnie… ale pomagałem, jak mogłem i wiecie...
rozumiecie – dopychałem to kolanem… (jako ten minister… chciał
powiedzieć, ale w ostatniej chwili dosłownie na pierwszej głosce
ugryzł się w język – trzeba uważać cholera, zapomniałem…) – jak już
mówiłem, dopychałem to kolanem, bo przecież Ci rządzący to
zrobiliby wszystko, razem z tymi Ruskimi, żeby prawda nie wyszła na
jaw… Żeby to wiekopomne dzieło polskiej… co ja mówię polskiej....
światowej kinematografii nie powstało… Chciałem Wam uroczyście zaprezentować – podniósł głos –
przedpremierowo – bo jeszcze nie ma w kinach, ale już bardzo
niedługo – arcydzieło stworzone przez nieocenionego i znanego Wam
przecież reżysera, Pana Krauzego, który bazując oczywiście na
ostatnich w zasadzie ze stuprocentową pewnością pewnych ustaleniach
mojej komisji smoleńskiej – przedstawił w tym świetnie zrobionym
filmie – jak było naprawdę… Antoni – Leszek śmiejąc się, podał mu szklankę wody – człowieku –
mógłbyś być chyba konferansjerem na największych festiwalach
operowych.- prawda Marylko? – tak to powiedziałeś… Oczywiście – Marylka jednak nie była pod wrażeniem, bo bardziej niż
na formę zwracała uwagę na treść wypowiadanych przez Antoniego
słów – i wydały się jej one bełkotem wariata…
Zresztą, między Bogiem, a prawdą zaczynała się bać tego, co ten
wariat tam wymyślił i kazał jeszcze na dodatek sfilmować… i w kinach… Matko Boska, trzymaj nas – teraz już zaczynała rozumieć
niespodziewaną ucieczkę Pana Kazimierza – miej nas w opiece –
dokończyła tą krótką modlitwę, widząc napis SMOLEŃSK i mglę…
taką samą jak wtedy… wspomnienia wracały…
Dwie godziny później…
I co? – Antoni stał przy włączniku od światła i mrużył oczy bardzo
zadowolony z siebie… Widzę, że Was – jak to się mówiło kiedyś – zamurowało - powiedział,
widząc miny małżonków. Nie zauważył jedynie tego, że oprócz
ogromnego zdziwienia i widocznych dużych przeżytych przed chwilą
emocji… zaczynała malować się na nich złość…jeszcze nie wściekłość
.... ale coś się na tych twarzach wzbierało... Mówiłem… Arcydzieło… będziemy to pokazywać w Londynie,
Paryżu, Nowym Jorku, Tokio – podnoszonym coraz wyżej głosem
faktycznie naśladując konferansjera z teatru operowego, upajał się
coraz bardziej… i bardziej… rzucając nazwy wszystkich znanych mu
ważniejszych metropolii na świecie... No i … Hollywood oczywiście… Hollywood – dokończył, gdy brakło
mu stolic.. Ale wtedy zobaczył, że na twarzy Marylki malowała się już tylko
wściekłość… (...)