Miło Cię widzieć!

Ładowanie strony

O projektodawcy

gajos72

gajos72

Pomiechówek

Mam 46 lat, żonę i trójkę dzieci. Na co dzień zawodowo związany jestem z branżą energetyczną. Zaś z zamiłowania jestem dziennikarzem muzycznym od 23 lat publikującym na łamach magazynu Teraz Rock (do 2002 roku Tylko Rock). W 2011 roku ukazała się moja książka p.t. \"Rockiem na całe zło\" opowiadająca o niezwykłym zjawisku boomu polskiego rocka w latach 80. Muzyka jest największą moją pasją, ale nie tylko ona. Również psychologia i filozofia - stąd tematyka mojej obecnej książki.

Napisz wiadomość do Projektodawcy

452 PLN z 6430 PLN

12 Wspierający

Zakończony Cel nie został osiągnięty

7%

Model finansowania: "wszystko albo nic". Aby otrzymać środki, projekt musi osiągnąć minimum 100% finansowania do 28.10.2018.

Batalie z chochlikiem

RSS

trzeci fragment książki Dodano 18.09.2018, godz. 11:09

"W naszej psychice funkcjonują kody. Utrwalone lęki są właśnie takimi kodami. Zadaniem psychoterapii jest ich odkodowanie. Ale czasami łatwiej jest złamać kod dostępu do skomplikowanego urządzenia, nawet kod Enigmy, niż kod ludzkiego umysłu.

- Rzeczywiście – przyznał nasz pacjent podczas kolejnej wizyty w gabinecie psychoterapeuty. – To są właśnie takie kody, które funkcjonują w umyśle pomimo racjonalnych argumentów przeczących zakodowanym sygnałom. Potwornie trudno ich się pozbyć, bo wyrzucane z głowy wracają z natrętną uporczywością.

- A czy zauważył pan, kiedy zwykle nachodzą pana te natręctwa? – zapytał psychoterapeuta.

- Raczej nie ma reguły – odpowiedział Psychozof po krótkim namyśle. – Zazwyczaj rano w drodze do pracy. Albo już w pracy przed południem. Czasami w porze obiadu. Kiedy jestem już w domu, wieczorem ogarnia mnie harmonia wewnętrzna.

- Czyli że dysharmonia wiąże się z jakimiś stresującymi zadaniami do wykonania?

- Nie. Mam spokojną pracę. Pracuję przecież w bibliotece. W ogóle moje życie płynie dość spokojnie. Nie mam żadnych problemów życiowych. Szczęśliwa stabilizacja – można by rzec. Dlatego trudno mi zrozumieć te moje zaburzenia. Wygląda mi to na jakiś paradoks.

- Być może nadal rezonuje przeszłość. Przykryta teraźniejszą codzienną prozą życia. Ta proza ma jednak pewne rytuały, do których dołączony jest kod, o którym już mówiliśmy.

- Rzeczywiście są w moim codziennym życiu takie rytuały – przyznał Lękoś.

- Należałoby więc pomyśleć, jak je zmienić. Wyrwać się z nich.

- Ale czasami dzieje się to poza rytuałami. Kiedyś wyjechałem na wakacje do ulubionego ośrodka. I tam w tym raju na ziemi, na łonie pięknej przyrody, którą kocham, nagle dopadły mnie moje demony.

- Bo pojawiła się przestrzeń. Nie tylko ta dosłowna, lecz także przestrzeń do rozmyślań, refleksji.

- To też racja. Dobrym lekiem jest kontakt z ludźmi, zwłaszcza z najbliższymi. Kiedy wracam do domu z pracy i cała rodzina już tam jest, wciągam się w rozmowy i w atmosferę domu, wtedy toksyczne myśli nie mają siły przebicia. Najlepiej jest, kiedy się czymś zajmę. Kiedy coś mnie wciągnie.

- To rzeczywiście jest najlepszy lek. Ma pan jakieś hobby?

- Mam wiele pasji, które mnie pozytywnie nakręcają. Ale zauważyłem, że najczęściej wystarczy proste zajęcie. To może być gra w ulubioną grę, robienie zakupów albo latanie obiadu…

- Latanie obiadu?

- Oczywiście miałem na myśli gotowanie obiadu – sprostował ze śmiechem.

Zabawne przejęzyczenie. Ale czy rzeczywiście może wzbudzać jedynie wesołość? Według Freuda nasze przejęzyczenia raczej nie są przypadkowe i mogą mieć istotny, choć ukryty głęboko sens. Mogą skrywać wyparte pragnienia bądź urazy. Co zatem może znaczyć „latanie” zepchnięte w głąb podświadomości Lękowskiego? Obawę przed podróżowaniem drogą powietrzną? Czy może marzenia o szybowaniu podniebnymi szlakami?…

W gabinecie zapanowała cisza. Psychoterapeuta celowo ją przedłużał, celowo nic nie mówił. Chciał, aby ta cisza krzyczała swym niedomówieniem. Aby zagrała na strunach ukrytych w głębi duszy Psychosia. I nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, struny wydały się poruszone, choć w pokoju nadal panowała cisza. Oto pacjent do tej pory powściągliwy w okazywaniu emocji, wstał z krzesła i..."

drugi fragment powieści Dodano 12.09.2018, godz. 9:45

"Tu jednak należy nadmienić, że Psychoś nie tylko ze swoim muzycznym guru mógł dzielić owo współodczuwanie. Bo również ta wielka światowa filozofia podejmowała zagadnienie niepewności i to nawet skrajnej.

Już Sokrates w starożytnych Atenach, przechadzając się po mieście, zadawał przypadkowo napotkanym przechodniom pytania egzystencjalne. Nieustannie również pytał sam siebie. I ciągle nie znajdował wyczerpującej odpowiedzi. Niemal każdą konkluzję spowijała wielka wątpliwość. Ale jeszcze dalej posunął się Kartezjusz. Jego słynna sentencja: „Myślę, więc jestem” wydaje się niezwykle lapidarna i sama w sobie właściwie nie niesie żadnej głębszej mądrości. Ale trzeba dodać, iż została wyrwana z kontekstu. Kiedy rozwiniemy rozważania wielkiego filozofa, zaczyna nam się klarować ich sens.

Kartezjusz w swoim początku dochodzenia do prawdy odrzucił wszelkie tezy dotyczące świata i ludzi. Zwątpił we wszystko. Jedyne czego był pewien, to fakt, że wątpi. Wątpił nawet w to, iż jego byt jest realny. Że on Kartezjusz naprawdę istnieje! „Ale skoro myślę, więc jestem” – do takiej doszedł konstatacji.

Można mniemać, że idei takiego podejścia przyświecało założenie, aby podważyć wszelkie kanony, nawet te najbardziej niepodważalne. Całkowicie wyczyścić rodzicielską i szkolną tablicę życiowych maksym, by wypisać je całkiem na nowo. Kiedy bowiem jesteśmy dziećmi, wpajane nam pierwsze nauki przyjmujemy bez zastrzeżeń i zastanawiania się, czy są słuszne. Tak głęboko zagnieżdżają nam się w świadomości, że zostają w niej nawet wówczas, gdy już dawno zapominamy smak mleka matki. Wąs się sypnął i potrafimy już samodzielnie myśleć, ale nie ważymy się podważyć pierwszych podstawowych drogowskazów. Człowiek wychowany w silnym kulcie religijnym, czy może bardziej pragmatycznie – w kulcie pieniądza, wkraczając w dorosłość będzie miał bardzo trudno wyrzucić ze swojego umysłu owe ideały i zasady, oderwać je od własnego kręgosłupa moralnego. Chyba że ma buntowniczą naturę. Kartezjusz nawoływał właśnie do takiego buntu – wobec jarzma aksjomatów. Bo może nasi piastuni nie mieli racji? Obalmy wszelkie dogmaty, nawet te najbardziej elementarne, zburzmy wszelkie bastiony naszego wychowania i samemu, z rozumem wolnomyśliciela wyruszmy na poszukiwania sedna egzystencji…

Tuż za progiem swej dojrzałości Psychozof niejako samoistnie zastosował w praktyce poglądy Kartezjusza, jeszcze nic o nich nie wiedząc."

pierwszy fragment powieści - bez korekty i redakcji Dodano 10.09.2018, godz. 11:24

"Pierwsza psychoterapia Lękowskiego trwała najdłużej. Polegała na cyklicznych spotkaniach z innymi osobami, które również zmagają się z problemami własnej psyche. Wygląda to tak, że wszyscy siadają w kręgu i rozmawiają. Opowiadają o sobie i swoich emocjach, przeżyciach. Psychoterapeuta przewodniczy tym spotkaniom, ale nie występuje w roli podobnej szkolnemu belfrowi, który coś narzuca, każe, bądź zakazuje. Jedynie naprowadza, podpowiada, opisuje mechanizmy, które rządzą naszą psychiką. Natomiast główną siłę sprawczą zazwyczaj stanowią współtowarzysze, współcierpiący – jak to kiedyś nazwał jeden z nich. Na każdym spotkaniu ktoś zaczyna opowiadać. Reszta słucha, po czym wyraża swoją opinię, komentarz. Obowiązuje pełna szczerość zarówno nadawcy jak i odbiorców, bo tylko wówczas psychoterapia ma sens. Słuchacze spoglądają z dystansu na wysłuchiwane opowieści i jak nietrudno się domyślić często mają odmienne spojrzenie na problem. Odbywa się zatem swoiste przykładanie obrazu przedstawianego z obrazem odbieranym. Najczęściej obie formy nie przystają do siebie. To co wystaje, stanowi przekaz dla cierpiącego od współcierpiących. Dowiaduje się zatem o sobie i swoim życiu rzeczy, których nie był świadom. Dociera do niego, choć nie od razu, że miał zamazany obraz rzeczywistego stanu. A nie dociera od razu, bo delikwent zazwyczaj początkowo zapiera się, nie przyjmuje do wiadomości tego, co mówią mu inni. Prawda nieuświadomiona, bądź podświadoma często bywa bowiem niewygodna i wręcz bolesna. Dlatego odpychamy ją od siebie. Wypieramy ją. Ale ona zagnieżdża nam się w podświadomości i kłuje dalej. Pic polega na tym, aby odkryć tę prawdę, nie chować jej i przyjąć na klatę z całym bólem. Jeżeli boli, to dobry znak. Psychoterapia działa. Tak jak z zastrzykiem – najpierw ukłuje, ale potem już jest coraz lepiej, a już jest całkiem dobrze, gdy wstrzyknięty lek zaczyna działać…

Największą zdobyczą Lękosia podczas pierwszego cyklu spotkań okazało się właściwe odróżnianie opinii od osądu tak ważne dla prawidłowego i bezszwankowego funkcjonowania w społeczeństwie.

- Mój mąż uważa mnie za łamagę i na dodatek złą matkę. – wyjawiła rozgoryczona Anita pewnego wieczoru podczas spotkania grupy psychoterapeutycznej. Kiedy wypowiedziała te słowa, w pokoju zawrzało. Wszyscy obecni, zwłaszcza panowie niemal podskoczyli na swoich miejscach. Jakby siedzieli na krzesłach elektrycznych i nagle ktoś przekręcił gałkę regulacji napięcia na full… I naskoczyli na koleżankę.

- Jak możesz tak sądzić?!

- No chyba coś ci się pomieszało!

- Co ty gadasz kobieto?! – w dusznej i zamkniętej przestrzeni fruwały najprzeróżniejsze słowne napaści. Chyba teraz dopiero Anita naprawdę odczuła, co to krytyka otoczenia. Psychoś także się wzburzył na niesprawiedliwą ocenę koleżanki względem jej męża. Dołączył do stada wściekłych i warczących wilków. Po chwili do akcji wkroczył opanowany mądry przewodnik stada, znaczy się psychoterapeuta i niczym zawodowy treser uciszył watahę jednym spokojnym gestem. Stanowczym, lecz nienatarczywym głosem nieśpiesznie oznajmił zebranym, akcentując każde słowo oddzielnie:

- Ona tak to odebrała…

Te zaledwie cztery słowa były jak zimna i wilgotna płachta rozpostarta i położona na rozpalony ogień. Jak powiew chłodnego wiatru na rozpalone głowy wilków… A jednocześnie brzmiały jak cud nagle objawiony. Każdy przysiadł z powrotem, westchnął, po czym pokiwał znacząco głową. Psychoś także. Nagle poczuł, że oto dostał niezwykle mądrą i pożyteczną lekcję. Ileż to razy oburzał się na rozmówcę, który śmiał pomniejszać wartości jego idoli! Ileż razy obrażał się na kogoś, kto w jego odczuciu mieszał z błotem świeckie świętości, które on czcił! Ileż razy brał za zniewagę niepochlebne słowa wypowiadane pod jego adresem, bądź pod adresem obiektu, który otaczał kultem… Teraz zaczął sobie przypominać wszystkie po kolei. Gdyby wtedy umiał sobie spokojnie przetłumaczyć: on to tak odebrał… Przecież każdy ma prawo do posiadania i wyrażania swojej opinii, pod warunkiem że nikogo nie obraża. Przecież nikt nie może ponosić winy za to, co czuje i jak odbiera świat i ludzi. I tu od razu kłania się postawa asertywna. A więc nie tylko umiejętność odmawiania, lecz także poszanowanie drugiego człowieka wraz z jego poglądami, odczuciami i myślami. A jednocześnie przedstawienie własnych przemyśleń i uczuć nawet jeśli nie pokrywają się z wyjawionymi przez naszego rozmówcę. A zatem ty jesteś OK i ja jestem OK. To podstawa postawy asertywnej. Zamiast więc unosić się, obrażać, można przecież powiedzieć:

- Tak to odebrałeś. To twoje odczucia.

I zamiast rzucać niecenzuralnymi epitetami, tudzież pukać się w czoło, po prostu orzec:

- Nie zgadzam się.

 

Jakże inaczej to brzmi, nieprawdaż? Psychoś nie przypomina sobie, aby od tamtej pory wzburzył się na czyjąś opinię, nawet jeśli zabrzmiała jak osąd. Nauka dystansu, poszanowania cudzej opinii, nienarzucania własnej jako „jedynej słusznej” zadomowiła się na trwałe w jego umyśle. Ech, gdyby tak wszyscy ludzie potrafili się jej nauczyć i stosować w życiu… - często myśli sobie nasz bohater."

podziękowanie Dodano 07.09.2018, godz. 9:25

Bardzo dziękuję pierwszym wspierającym - Karolowi i Tomkowi. Pozdrawiam :-)

Model finansowania: "wszystko albo nic"

Aby otrzymać środki, projekt musi osiągnąć minimum 100% finansowania do 28.10.2018 22:10