O projekcie
15 maja 2015 roku był piątek. Pogoda była dobra, choć chłodno. Nie miałem żadnego doświadczenia w chodzeniu z ciężkim plecakiem turystycznym, buty nowe - ledwie dwa razy na nogach. Ze zdrowiem różnie, 52 lata - wiadomo.
Wyszedłem o 8:13 i zacząłem iść, zostawiając za sobą wszystko, co znane. Czasem było słońce i uśmiech. Często jednak szedłem przez niedomagania, przez ból, przez samotność. Grzązłem w zwątpieniu i w chwilach, o których lepiej nie mówić. A jednak szedłem. Przez 122 dni do Santiago de Compostela i potem jeszcze kilka nad Atlantyk, do miejsca, w którym - jak myśleli ludzie tysiąc lat temu - kończy się Ziemia, bo dalej na zachód już tylko ocean.
To, co przeżyłem, zapisałem z bezwzględną, szczególnie wobec siebie, szczerością. Powstała z tego niezwykła opowieść: o Europie, ludziach, o Bogu, o tym, co jest naprawdę, a co się nam tylko wydaje. Pewnie nie ma takiej drugiej książki.
Książka jest opublikowana w formie elektronicznej. Można ją kupić w popularnych księgarniach internetowych lub pobrać z mojego bloga.
Wiele osób jeśli sięgnie po książkę, to tylko w "papierowej" wersji. Dlatego ten projekt. Dlatego, żeby ludzie mogli ją przeczytać, zrozumieć, trochę odczuć - jak to jest, iść z Polski do miasta świętego Jakuba. Recenzje i opinie o książce - wśród tych, co ją przeczytali - są bardzo dobre. Można się z nimi zapoznać na stronie internetowej.
Z wydaniem poprzez wydawnictwa jest kłopot. Jeśli się nie jest "znajomym znajomego" albo nie ma się "wyrobionego nazwiska", albo no choćby nie jest się duchownym o odpowiednim profilu - to zapomnij. Taka sprawa. Dlatego zachęcam: wydajmy tę książkę razem. Może trochę na przekór :)
Książka ma ponad 1000 stron i na pierwszy rzut oka wydaje się "nie do przeczytania". Ci, co zaczęli, przyznają, że czyta się wspaniale - tu znów odsyłam do strony z opiniami.
Te tysiąc stron to będą dwa tomy, każdy po pięćset. Można wesprzeć projekt z nagrodą w postaci tych dwóch wolumenów (książek). Można w inny sposób. Można też go nie wspierać. Wszystko jest kwestią decyzji, co tak dosłownie zrozumiałem, idąc przez Europę do Santiago.
Gdyby ktoś chciał bliższej relacji z mojej pielgrzymki, opowiadanej np. na żywo, bezpośrednio to proponuję posłuchać rozmowy ze mną dostępnej w internecie: reportaż radiowy Radia Lublin.
I to już chyba wszystko. Wszystkim wam, niezależnie zupełnie od tego czy się zainteresujecie, czy nie życzę Buen Camino czyli szczęśliwej drogi.