Witam po powrocie z wyprawy Dodano 04.12.2014, godz. 16:35
wróciłem do Polski i zmagam się teraz z rzeczywistością :) powyprawową.
Kolejny raz dziękuję za wsparcie i za trzymanie kciuków.
Wspinaczka na Amę była wspaniałym przeżyciem zarówno sportowym jak i estetycznym.
Wiele osób pyta czy było ciężko? Nie wiem! obiektywnie, to tak. Schudłem i nie pamiętam abym kiedykolwiek był tak zmęczony jak po dotarciu do C2. Subiektywnie, obiecałem sobie, że nie prędko porwę się na taki wysiłek - ale słowo już złamałem :) i zaczynam planować kolejną wyprawę :).
A co do tej, która się skończyła, czuję, że zbyt mało o niej napisałem, więc szybko nadrabiam:
aklimatyzację zbierałem ponad dwa tygodnie. Zaplanowałem, że nie będę wspomagał tego procesu lekami aby nie zakłócać naturalnego rytmu organizmu. W ramach aklimatyzacji wszedłem na Czukung Ri i Island Peak. Podczas tego czasu uczestniczyłem w komercyjnej wyprawie prowadzonej przez Ryśka Pawłowskiego. Poznałem wspaniałych ludzi uczestniczących w tej wyprawie i razem przeżyliśmy wiele wspaniałych przygód. Podpiąłem się do nich dzięki uprzejmości Rysia. Pozwoliło mi to zaoszczędzić furę pieniędzy, bo nie musiałem sam pokrywać kosztów związanych z wyprawą (pozwolenie na wejście na szczyt, opłata za oficera łącznikowego, opłata śmieciowa, koszty yaków i portersów, wynagrodzenie dla sherpów i ich ubezpieczenie). Koszty rozkładały się na kilka osób.
Po zejściu z Island Peak rozchorowałem się tak, że przez tydzień byłem wyłączony z życia górskiego. Miałem odłączyć się od Rysia i jego ekipy w BC a tym czasem już w Pangboche się rozstaliśmy. Chłopacy pognali na szczyt a ja do łóżka. Tak się złożyło, żę w Pangboche utknął też Rysiu i Asia z jego wyprawy. Po przyśpieszonym leczeniu goniliśmy chłopaków i nasz sprzet, który yaki zabrały do depo przed C1.
Kiedy doszliśmy do bazy Rafał był już na szczycie a następnego dnia Janusz. Już wtedy nie było sensu robić sztucznego podziału i razem z Asią i Rysiem ruszyłem do C1 a potem do C2.
Przed wyjściem z bazy dostałem z góry od sherpów info, że nie ma w obozach miejsca na postawienie mojego namiotu. Interwencja Ryszarda też nie pomogła. Zresztą w podobnej sytuacji jak ja znalazło się kilku wspinaczy z Polski. Mogłem atakować z depo bez szans na nocleg w obozach pośrednich. Nie czułem się na siłach aby to zrobić. Decyzja: zabieram wszystkie moje graty oprócz namiotu i liczę, że jakoś to będzie. W obozie pierwszym spotykamy sherpów z Rysia wyprawy i Lhakpa przygarnia mnie do swojego namiotu. To przypieczętowało bezsensowność sztucznego podziału. Wyprawa uratowana! Wprawdzie nie udało mi się w pełni zrealizować aspektu związanego z wejściem w stylu alpejskim bo nie niosłem namiotu i skorzystałem z już stojącego no ale na pewne sprawy nie ma się wpływu. Sama wspinaczka to przyjemność nie do opisania. Prawie dwa kilometry ciągłego wspinania się w gorę! Liny poręczowe dawały komfort asekuracji i mogłem się wspinać cały czas. Przeszkadzał ciężki plecak, no ale tak ma być na wyprawie:). Podejście do C2 dało do myślenia - na następną wyprawę należy więcej potrenować kondycyjnie. Osoby, które korzystały z poręczówek do podciągania się twierdziły, że ten odcinek nie jest trudny. Wspinanie się jednak bez pomocy poręczówek daje w kość. Na Yellow Tower plecak musiałem wciągać na linie bo z nim nie pokonał bym najtrudniejszego fragmentu. Kolejna noc i start na szczyt. Rusza Lhakpa, potem Rysiu z Asia i za nimi ja. Zaspałem!... 30 min! hahaha a myślałem, że tylko do pracy zasypiam :)
Dogoniłem ich dosyć szybko. Solowo idzie się szybciej niż kiedy podchodzi zespół.
Kiedy wszedłem na szczyt oni już świętowali!:)
Na szczycie wielka radość i wzruszenie. Przez chwilę zostałem na nim sam. Ten moment był naprawdę niesamowity. A potem dwa dni zejścia. Całą drogę w dół zastanawiałem się jak ja tędy wlazłem na górę? To na prawdę trudne wejście.
Tak w skrócie to wyglądało.
A teraz pozostały filmy, zdjęcia i to co w pamięci.
Jeżeli ktoś z Was nie przesłał jeszcze namiarów abym mógł wysłać nagrody to proszę nadrobić to do 10.12.
Pozdrawiam
Piotr
Pierwszy cel zrealizowany! Dodano 08.11.2014, godz. 14:40
Jestem bardzo zadowolony z tego wejscia i jak tylko pozbede sie koszmarnego przeziebienia bede gotowy na Ame. Po jutrze ruszam do bazy, a potem... czas pokaze co bedzie potem ☺.
pozdrawiam
NAMASTE
Pierwszy cel zrealizowany! Dodano 08.11.2014, godz. 14:40
Jestem bardzo zadowolony z tego wejscia i jak tylko pozbede sie koszmarnego przeziebienia bede gotowy na Ame. Po jutrze ruszam do bazy, a potem... czas pokaze co bedzie potem ☺.
pozdrawiam
NAMASTE
Pierwszy cel zrealizowany! Dodano 08.11.2014, godz. 14:39
Jestem bardzo zadowolony z tego wejscia i jak tylko pozbede sie koszmarnego przeziebienia bede gotowy na Ame. Po jutrze ruszam do bazy, a potem... czas pokaze co bedzie potem ☺.
pozdrawiam
NAMASTE
pozdrowienia z widokiem na AmaDablam Dodano 01.11.2014, godz. 11:01
Obecnie jestem w Dingboche (4410 m npm), w drodze do bazy pod Island Peak. Jest troche nie po drodze ale chce sieaklimatyzowac powoli, wiec najpierw Chukhung Ri (5400), potem Island Peak (6189) a dopiero potem Ama Dablam.
Trzymajcie kciuki za pogode ktora jak narazie dopisuje i za dalsze szczesliwe unikanie infekcji i choroby wysokosciowej.
pozdrawiam serdecznie i slonecznie.
piootr

Super od Ciebie słyszeć! Spełniaj się, spełniaj, jestem szczęśliwa mając wśród znajomych osobę, która spełnia swoje marzenia. Buziaki! Czerp piękno :)
Przygotowania do wyprawy trwają! Dodano 05.08.2014, godz. 10:34
Chcę wam powiedzieć, że wasze wsparcie mobilizuje mnie do realizowania przygotowań z jeszcze większą determinacją.
Na dzień dzisiejszy przygotowania mają się w następujący sposób:
- sprzęt, brakuje już tylko butów i namiotu
- kondycja, nigdy nie jest jej za dużo, więc cały czas zmuszam się do męczarni :)
- finanse, jest coraz lepiej dzięki Wam,
- organizacja na miejscu w Katmandu, dopięta na 90%.
- bilety lotnicze wstępnie zabukowane, czekam jeszcze na okazje - może uda się zaoszczędzić ? :)
To na tyle.
I jeszcze jedno. Karol montuje pewien żartobliwy filmik, który przedstawia mój wyjazd na obóz kondycyjny :).
Trzymajcie sie!
Piootr
Witam Wszystkich. Widzę, że zanim dotarłam do kompa to wieści się już rozeszły. Otóż Ama Dablan została zdobyty dnia dzisiejszego. Po 14 godzinach Piotr wylądował z powrotem w obozie 2 . Wyprawa na szczyt udana mimo potężnego wiatru. Z informacji satelitarnej wiatr dochodził do 60 km/h podczas gdy Piotrek zaliczał "szczytowanie". Teraz już tylko z górki powiedział w rozmowie telefonicznej, którą odbyliśmy po powrocie Piotrka do obozu 2. Skoro z górki to mam nadzieję ,ze następne wieści to sam Piotras do nas wszystkich prześle.
Gratulacje.
Pozdrawiam Dora
Dzień dobry. Dzisiaj znowu relacjonuję co się zadziewa na Amie. Piotrek właśnie "wylądował" w obozie 2. To była dość trudna wędrówka. Teraz gotuje herbatę i zaraz kładzie się spać, gdyż jeszcze tej nocy wyruszają na szczyt. Trzymajcie kciuki od 21.00 naszego czasu ( u Piotra będzie wtedy ok. 01.30 w nocy). To właśnie wtedy Piotr będzie ruszał zdobywać Amę. Przed nim jeszcze ok. kilometra wspinaczki. Piotras gorąco pozdrawia wszystkich, swoich Kibiców i obiecuje, że jak wróci to wszystko nam opowie ze szczegółami. To tyle na ten moment. Następne informacje pewnie dopiero po powrocie do 2. Pozdrawiam Dora
Witam Wszystkich ponownie. Relacji z Amy ciąg dalszy. Po żmudnej wędrówce Piotr dotarł dzisiaj do obozu 1. Teraz już pewnie śpi Bo jutro planuje wyprawę do 2. Potem już tylko zostanie mu " szczytowanie". Mam nadzieję,że jutro odezwie się już z obozu 2. Jak przyjdą wieści to oczywiście natychmiast je Wam przekażę. Pozdrawiam Dora