Miło Cię widzieć!

Ładowanie strony

O projektodawcy

Marcin Buczyński

Marcin Buczyński

Sierpc, Polska

Urodziłem się w 1994 roku w miejscowości Sierpc (woj. mazowieckie), tam też ukończyłem szkołę podstawową, gimnazjum i liceum. Obecnie studiuję lingwistykę stosowaną na Uniwersytecie Gdańskim.
Swoje zainteresowanie fantastyką oraz szeroko pojętym pisarstwem zacząłem bardzo wcześnie, gdyż już w dzieciństwie wymyślałem moje własne opowiadania i przelewałem je na papier. Poza książkami interesują mnie: sport - siatkówka oraz le parkour, języki obce oraz podróże.

Napisz wiadomość do Projektodawcy

16102 PLN z 16000 PLN

40 Wspierający

Udany! Cel osiągnięty

100%

Model finansowania: "wszystko albo nic". Aby otrzymać środki, projekt musi osiągnąć minimum 100% finansowania do 20.11.2015.

Fałszywa Trójca

Fragment 2

Dodano 09.10.2015, godz. 14:08

Zapraszam do zapoznania się z kolejnym fragmentem "Fałszywej Trójcy".
Miłej lektury ;)

Matteo trzymał kurczowo tarczę, jakby upatrując w niej ochrony przed wszelkimi nieszczęściami. Prawą ręką, w której trzymał pikę, poprawił opadający na oczy hełm. Był na niego trochę za duży, a trzymany oręż nie sprzyjał dopasowaniu nakrycia głowy. Niemniej jednak młody pikinier nie odważył się upuścić broni choćby na chwilę. Wyrobił sobie ten nawyk już w pierwszych dniach szkolenia.
- Odwaga jest waszą siostrą. Oręż bratem – mawiał kapitan Gunteg, mierząc młodzików surowym spojrzeniem. – Jeśli pokażecie orkom plecy, zginiecie. Jeśli upuścicie miecz, zginiecie. – Mówił z chłodną, wojskową obojętnością. Wysokie buty stukały o brukowany plac, kiedy spacerował wzdłuż szeregu rekrutów. – Stracicie tarczę – możecie dalej walczyć. Stracicie broń – marny wasz los. To samo tyczy się ducha. Nigdy nie możecie go stracić! Śmierć z honorem jest lepsza niż życie z hańbą! Zapamiętajcie to sobie! Żołnierz tchórzący na polu bitwy nie jest żołnierzem!
Tę i inne wypowiedzi kapitana szeregowiec zapamiętał bardzo dobrze. Tym bardziej czuł wstyd z powodu uginających się pod nim kolan. Słyszał odgłos bębnów. Czuł szaleńczo łopoczące serce, domagające się uwolnienia z piersi. Być może któryś z zielonoskórych wkrótce spełni tę prośbę, przebijając chłopaka na wylot.
Prawie podskoczył, kiedy stojący obok mężczyzna puknął go tarczą w ramię.
- Nie bój się, młodzieńcze. Argus jest z nami. Nie damy tym bestiom spustoszyć naszej ojczyzny, prawda?
Purpurowy rumieniec wypłynął na twarz Mattea.
- Prawda, panie. - Spuścił głowę, starając ukryć twarz w hełmie.
Stanął na palcach, aby ujrzeć coś ponad krępymi mężami, stojącymi przed nim. Na niewielkim wzniesieniu stała jakaś postać. Jej sylwetka odznaczała się na tle czerwonej tarczy zachodzącego słońca. Wysoki ork trzymał w prawej ręce sztandar Uruk-shon: dwa czarne skrzyżowane topory wpisane w płonący okrąg na czerwonym tle. Potężnym zamachem wbił proporzec w ziemię. Rozległ się huk i gruntem wstrząsnęła fala uderzeniowa, wprawiająca Toghan w drżenie. Szaman.
Bestia wypięła tors i, odchyliwszy głowę w tył, zaryczała paskudnie. Grzmot zawtórował jej krwiożerczej pieśni. Kiedy przebrzmiało dudnienie, jego ostatnie tony zaczęły jakby układać się w słowa. Z początku ciche, z każdą chwilą przybierały na sile. Matteo rozpoznał w nich orkowy hymn.

"Gdy nadciąga potęga z zachodu,
jest to zapowiedź masowego grobu!
Zagrzmią fanfary, rozbrzmieje nasz zew.
Wrogowie upadną, poleje się krew!"

Głos szamana, wzmacniany magią, nabierał coraz to nowych barw i natężeń. Zdawałoby się, że zaśpiew całej hordy wydobywa się z piersi maga z zachodu.
Wyznawca Shor Sheta wyciągnął wielki młot i puścił się biegiem w dół pagórka, szarżując wprost na zgromadzone wojsko ludzi. Cały czas wrzeszczał, a jego niby bezkształtny ryk układał się w najświętsze słowa mieszkańców Uruk-shon.

"Bo w Shor Shecie jest wszechmoc zaklęta.
Pradawna siła, wielka niepojęta.
Shor Shet nam królem, Shor Shet nam bratem.
Dla niego będziem rządzić tym światem!"

Wtedy rozległo się upiorne wycie, prześladujące Mattea w snach. Tysiące wilków wzniosły ku przestworzom swą głodną krwi pieśń. Naraz zza wzgórza wybiegła cała wataha wargów, niosąc na plecach swych brutalnych jeźdźców, wyśpiewujących z zapałem swój hymn.

"Shor Shet nam królem, Shor Shet nam bratem.
Dla niego będziem rządzić tym światem!"

Ciężkie łapy tresowanych zwierząt wzbijały tumany kurzu, kiedy te tupały z determinacją w szalonym biegu. Bardzo szybko wyprzedziły pędzącego szamana, znajdując się w okamgnieniu o rzut kamienia przed pierwszym szeregiem obrońców Toghanium. Za nimi zdążały oddziały piesze, ukazujące się w całej makabrycznej potędze i liczbie. Młody żołnierz wiedział, że może nie przeżyć tej straszliwej bitwy.
Paranoiczne wrzaski wypełniły całą przestrzeń. Orkowie zwykli zadawać makabryczny cios przy udziale basowych okrzyków, wprawiając nimi swe ofiary w drżenie.
Z pysków bojowych wilków toczyła się piana. Zielonoskórzy specjalnie głodzili swe zwierzęta przed bitwą, aby zachęcić je tym do rozszarpywania przeciwników. Zwierzęta wyły w euforii, która udzieliła się nawet im. Wargi skoczyły na ludzi z dziką furią…
… i zniknęły. Kapitan Matteo odruchowo usiadł na łóżku z cichym jękiem. W jego dłoni już błyszczał sztylet, który zwykł trzymać pod poduszką.
Żadnych śladów zagrożenia. Żadnych orków.
Tylko sny.
Mężczyzna opadł na poduszkę, odkrywając z konsternacją, że cała była mokra od potu. Zamknął oczy, przepędzając wspomnienia sprzed dwudziestu dwóch lat, z poprzedniej wojny z orkami, kiedy był dopiero osiemnastoletnim chłopcem. Czuł napięcie w mięśniach i zmęczenie, które udzieliło się całemu ciału. Przekręcił się na drugi bok, lecz w głębi duszy i tak czuł, że już nie zaśnie tej nocy.

Dodano: 09.10.2015, 14:11
Marcin Buczyński
Marcin Buczyński
Link do ilustracji autorstwa Katarzyny Studzińskiej
https://www.facebook.com/marcinbuczynskitworczosc/photos/a.468084793364180.1073741828.467373590101967/469010353271624/?type=3&theater

Model finansowania: "wszystko albo nic"

Aby otrzymać środki, projekt musi osiągnąć minimum 100% finansowania do 20.11.2015 10:10