Miło Cię widzieć!

Ładowanie strony

O projektodawcy

Szwadron Toporzysko

Szwadron Toporzysko

Toporzysko, Polska

Szwadron Toporzysko w barwach Pułku 3 Strzelców Konnych im. Hetmana Polnego Koronnego Stefana Czarnieckiego. Od czasu powstania Szwadron Toporzysko bierze czynny udział w życiu kawaleryjskiej społeczności. Działalność edukacyjna. Ważnym aspektem naszej kawaleryjskiej służby jest edukacja.

Napisz wiadomość do Projektodawcy

35207 PLN z 35000 PLN

132 Wspierający

Udany! Cel osiągnięty

100%

Model finansowania: "wszystko albo nic". Aby otrzymać środki, projekt musi osiągnąć minimum 100% finansowania do 18.10.2018.

Ostatni Bój

Bitwa i zasadzka, czyli kolejne dni na planie filmowym

Dodano 03.10.2018, godz. 3:43

Przed nami kolejne dni na planie filmowym. Dziś, czyli w środę, kręcimy sceny z bitwy pod Kalenkowiczami: przejście przez groble oraz sceny aktorskie. A jutro wstajemy skoro świt, by już o 6.00 rano zacząć plan sceną przeprawy przez rzekę Tyśmienicę (gramy na Wieprzu w Dęblinie). Czasu na popołudniową sjestę nie będzie, gdyż jeszcze tego samego dnia przenosimy się do Lipin, gdzie kręcimy sceny z zasadzki w Kalinowym Dole.
BITWA O WIEŚ KALENKOWICZE
We wrześniu 1939 r. żołnierze Pułku 3 Strzelców Konnych musieli w absolutnej ciszy nocą sforsować groble, by odbić z niemieckich rąk wieś Kalenkowicze. „Ani słowa, ani brzęku osobistego rynsztunku żołnierzy. Nie wolno palić. Nie wolno głosem wydawać rozkazów nawet przy podchodzeniu pod sam cel natarcia” – tak tamtą akcję wspominał pułkownik Zbigniew Makowiecki. Początek działań – wymarsz grupy wypadowej z podstawy wyjściowej – nastąpił o godz. 2.00, czyli już 22 września. Ciemna i wietrzna noc sprzyjała skrytemu przeniknięciu w pobliże wsi. Po latach Zbigniew Makowiecki relacjonował: „Idziemy po miękkiej drodze w ciszy dzwoniącej w uszach. Jeśli Niemcy odkryją nas przedwcześnie, może podsłuchem, może jakąś rutyną oświetlania od czasu do czasu swego przedpola rakietami, sytuacja nasza jest nie do pozazdroszczenia. Zapewne mają czujkę z bronią maszynową, pokrywającą ogniem długą, prostą drogę, którą posuwa się nasza kolumna. Bagno po obu stronach drogi nie pozwoli szwadronowi rozsypać się w terenie. Idziemy. Wsi jeszcze nie widać, choć przeszliśmy już z pół kilometra. Wpatrujemy się w ciemność bezksiężycowej nocy. Jeszcze paręset metrów. Wieś powinna wyłonić się z mroku lada chwila. Nagle grobla kończy się i wchodzimy na przedpole wsi. Bez słowa pluton czołowy zatrzymuje się i rozwija wszerz”. Przydzielony na czas wypadu do III plutonu ówczesny plut. pchor. rez. Jan Bodzicz wspominał: „Nasz pluton przekazał konie koniowodnym W jakimś zagajniku i uformował szereg, w którym kazano, by każdy strzelec uchwycił prawą ręką dół płaszcza kolegi z prawej strony, trzymając karabinek w lewej ręce. W takim dziwacznym szyku szliśmy wolno przez krzaki i zatrzymaliśmy się na nierównej łące, podobnej raczej do pastwiska. Doszedł nas tu szeptem rozkaz:
– Powoli naprzód – odległość między strzelcami trzy kroki – poczynając od tyłu w odstępach padnij frontem lewo.
Żołnierz III plutonu ówczesny plut. pchor. Antoni Ławrynowicz zapisał w swej relacji: „Jest tak ciemno, że by trzymać się zwartego szyku pomagamy sobie chwytając za poły płaszcza poprzednika. Marsz trwa dość długo – w ciemnościach trudno ocenić czas. Jest kompletna cisza. [...] Wreszcie wychodzimy na otwartą przestrzeń, niedaleko po lewej spostrzegamy w ciemności zarys wiatraka – a więc wieś jest niedaleko! Idę niedaleko czoła marszu, już zarys opłotków wsi – serce bije coraz mocniej, gdzie jest wróg? Wchodzimy w pierwsze ogrodzenia i nagle niesamowity błysk, huk odpalonej oświetlającej rakiety wroga wystrzelonej poziomo w kierunku naszego marszu”. Po tej pierwszej rakiecie oświetlającej Niemcy wystrzelili następne już w niebo. W tym czasie III pluton ppor. Tokarza z towarzyszącym mu zastępcą dowódcy pułku ppłk. Platonoffem wtargnął do zabudowań Kalenkowicz po prawej stronie drogi. Z jednej z ostatnich zagród wyciągnięto jej mieszkańca, z pochodzenia Białorusina.
Ówczesny podchorąży Ławrynowicz zapamiętał: „[...] nie chce powiedzieć, gdzie są Niemcy – widok bagnetu pomaga, najpierw „panok ja nie znaju”, a potem wskazuje na początek wsi. W tym momencie po stronie 1 i 2 plutonu zaczyna się strzelanina.” (A. Ławrynowicz, Wypad nocny na Kalenkowicze, relacja w zbiorach Archiwum Instytutu Polskiego i Muzeum im. gen. Sikorskiego). Dowódca II plutonu 3. szwadronu ppor. rez. Zbigniew Makowiecki zanotował: „Robi się jasno jak w dzień. Dla Niemców za późno.
Słychać przeciągłe „Hurraaa!!!” czołowego plutonu. Oni już są w walce. Plutony pozostałe, zgodnie z planem, oskrzydlają nieprzyjaciela, by go zamknąć w potrzasku”. W ocenie tego oficera Niemcy byli „[...] zepsuci dotychczasowym powodzeniem, pewnie w ogóle nie spodziewali się akcji zaczepnej z naszej strony, a zaskoczenie nie dało im szansy przeciwdziałania. Bili się twardo, ale tylko obronnie. Obejścia, jedno po drugim, wpadały w nasze ręce w zaciekłej walce wręcz”. Podpalona strzecha jednego z zabudowań rozświetliła pole walki. W łunie pożaru ostatnie gniazda oporu niemieckiego zostały zlikwidowane. Trudno ocenić ilu Niemców uratowało się ucieczką w szarzyźnie przedświtu. Według oficerów biorących udział w walce, przeciwnikiem Strzelców Konnych z Wołkowyska była niemiecka placówka w sile wzmocnionego plutonu, licząca około 60–70 żołnierzy, na co wskazywała liczba zabitych i rannych żołnierzy przeciwnika oraz liczba zdobytych pojazdów mechanicznych. Wypad na Kalenkowicze, mimo niewielkich sił w niego zaangażowanych, zasługuje na pamięć z kilku względów. Jego koncepcja powstała na szczeblu dowództwa Zgrupowania Kawalerii „Zaza”, nadając mu status działań mających znaczenie dla całego Zgrupowania gen. Podhorskiego. Wypad szwadronu 3. Pułku Strzelców Konnych był poprzedzony rozpoznaniem zarówno terenu, jak i przeciwnika. Został zaplanowany na szczeblu pułku, z uwzględnieniem warunków terenowych i położenia. Był wreszcie, na szczeblu szwadronu, wykonany bezbłędnie, w sposób zdyscyplinowany i z pełnym wykorzystaniem momentu zaskoczenia, stąd zakończył się niewielkimi stratami własnymi.
ZASADZKA W KALINOWYM DOLE
- Na obrzeżach dzisiejszej gminy Adamów i powiatu łukowskiego padły ostatnie strzały w walce regularnych oddziałów Wojska Polskiego w kampanii 1939 r. Dnia 6 października żołnierze Pułku 3 Strzelców Konnych im. Hetmana Stefana Czarnieckiego, usiłujący się wydostać z okrążenia wpadli w niemiecką zasadzkę. W jej wyniku resztki pułku rozproszyły się. Dowódca z częścią żołnierzy dostał się do niewoli. Przebiły się jedynie dwie grupy: jedna, w sile około półtora szwadronu dotarła do Baranowa, druga z zastępcą dowódcy pułku ppłk Stefanem Platonoffem oraz piętnastoma żołnierzami, osiągnęła Kosiny. Obie grupy rozwiązały się około 12 października. Potyczka pod Kalinowym Dołem kończy okres kampanii polskiej 1939 r., jest też miejscem śmierci ostatnich żołnierzy tej kampanii. (Historia SGO „Polesie” Przewodnik)
- Wobec wyczerpania amunicji i środków opatrunkowych gen. Kleeberg 5 października podejmuje decyzję o zaprzestaniu dalszej walki, wydając ostatni rozkaz kapitulacyjny, kończący się słowami: „Dziękuję Wam za Wasze męstwo i Waszą karność – wiem, że staniecie, gdy będzie potrzeba. Jeszcze Polska nie zginęła i nie zginie”.
Mimo rozkazu kapitulacyjnego, kawaleria dowodzona przez gen. Podhorskiego postanawia przebijać się na południe. Gdy po rozkazie gen. Klebeerga oddziały zawróciły na miejsce zbiórki do kapitulacji, rozkaz ten nie dotarł do Pułku 3 Strzelców Konnych, który maszerował dalej. W nocy 5/6 października we wsi Kalinowy Dół Pułk dostał się w niemiecką zasadzkę ponosząc ciężkie straty pod zmasowanym ogniem broni maszynowej na wąskiej drodze wiejskiej pomiędzy opłotkami. Ocaleli z pogromu żołnierze wycofali się w pobliskie lasy. Konie w Kalinowym Dole były przed masakrą prowadzone w ręku przez swych jeźdźców i dzięki temu wielu z nich uratowały życie, same ginąc.
O tych które przeżyły napisał naoczny świadek tych wydarzeń, ówczesny ppor. Zbigniew Makowiecki: „Konie rozbiegłe po lesie odskoczywszy zrazu daleko od miejsca bitwy zaczęły zbierać się, posłuszne instynktowi, w ogromne stado. Stały razem popasając do świtu. Rankiem 6 października GO „Zaza” stała pod wsią Lipiny, czekając smutnego obrzędu kapitulacji. W rozwiniętym szyku stały pyszne pułki jazdy – wykrwawione, niektóre w stanie szczątkowym, zdziesiątkowane krwawymi bojami, niezliczonymi potyczkami, wymęczone długimi marszami dniem i nocą na przestrzeni 500 kilometrów, ale nie złamane … brakowało tylko Pułku 3 Strzelców Konnych. Nagle z lizjery odległego lasu wyłoniła się ława koni pędząca ku zebranym pułkom. -No, mamy 3 PSK, panie generale – rzecze ktoś ze sztabu – ale dlaczego oni tak spieszą do niewoli ? A ława sunęła przez pole wyciągniętym galopem, im bliżej swoich tym szybciej. Nagle ktoś krzyknął z szeregu: To same konie ! Nie ma ani jednego jeźdźca ! W minutę potem konie 3 PSK zziajane, niejedne z porwanymi wodzami, przekręconymi siodłami – stanęły jak wryte przed rozwiniętym szeregiem, parskając, grzebiąc kopytami i rzucając łbami, jakby rade że po porażce wróciły do szyku ...”
Pułk 3 Strzelców Konnych nigdy nie kapitulował, został rozbity w walce. W m. Klinowy Dół w nocy z 5 na 6 października w zasadzce niemieckiej zginęli rtm. Witold Wasiutyński i wachm. pchor. rez. Jarosław Skarżyński. …Odnotowano, że w kampanii wrześniowej poległo 25 żołnierzy pułku. Być może było ich więcej, zwłaszcza zmarłych z ran w szpitalach polowych. Ilu było rannych z pułku – nie wiadomo, ale na pewno wielu. Po kapitulacji SGO „Polesie” pod Kockiem 6 października, oficerowie pułku, którzy dostali się do niewoli niemieckiej trafili do Oficerskich Obozów Jeńców na terenie Niemiec, w których spędzili pięć i pół roku. (L. Kukawski)

Model finansowania: "wszystko albo nic"

Aby otrzymać środki, projekt musi osiągnąć minimum 100% finansowania do 18.10.2018 22:10