O projekcie
Pustka, dziewicza biel, kryształki lodu na rzęsach przysłaniające widok ciągnącej się daleko za horyzont oblodzonej szosy, oświetlonej wyłącznie smugami zorzy polarnej.
Taki widok możemy zobaczyć na zdjęciach pary, która postanowiła wyruszyć na zimową wyprawę rowerową do Laponii. Wyglądają nadzwyczajnie, ponieważ jadą tandemem ciągnąc za sobą ogromną przyczepkę z 50-cio kilogramowy psem na pokładzie. Taka podróż to ogromne wyzwanie!
Jesteśmy parą, która pod koniec listopada wyruszyła ze Śląska w stronę koła podbiegunowego na tandemie z przyczepką, w której znajduje się pies rasy Alaskan Malamute - Kadlook.
Naszym zamiarem jest dotrzeć do Laponii pokonując trasę w warunkach zimowych. Choć wydaje się to szalonym i niemożliwym pomysłem, to jednak jakimś sposobem udało nam się pokonać ponad 750 km zimowej drogi przez Polskę. Łatwo nie było, co to to nie, awarie spotykały nas na każdym kroku i mieliśmy wrażenie, że cały świat sprzeciwił się, byśmy tylko nie dokonali tego. A jednak! Nasz upór, wiara w marzenia, duży hart ducha, morze wylanych, łagodzących duszę łez i wsparcie najbliższych pchało nas każdego dnia do przodu.
Czujemy, że koło podbiegunowe jest w jakiś sposób z nami bardzo związane. Zawsze ciągnęliśmy do zimnych rejonów, marzyliśmy o wyprawach po Alasce i Syberii, kochamy psy rasy północnej. Czasem mamy wrażenie, że we wcześniejszym wcieleniu należeliśmy do którejś grupy pierwotnych ludów Północy. Poza tym chyba nic nie trzeba wyjaśniać, gdy spojrzy się na niezwykły krajobraz Skandynawii.
1. Przede wszystkim chcemy popularyzować podróże z psem, jako alternatywę do oddawania czworonogów do schronisk, bądź i gorzej (naszym jednym z głównych Patronów Honorowych jest Fundacja Adopcje Malamutów).
2. Ponadto z uwagi na to, że od wielu lat jesteśmy instruktorami survivalu pragniemy doskonalić się w sztuce przetrwania w ekstremalnie zimowych warunkach. Poprzez samą podróż rowerową, jak również możliwość, na którą liczymy, spotkania i życia wśród ludu pierwotnego Laponii – Saamów. Po ukończeniu ekspedycji zamierzamy stworzyć szkolenia z survivalu subpolarnego.
3. Ostatnie, to zwyczajne pragnienie realizacji swoich podróżniczych marzeń.
A poza tym chcemy zobaczyć wilki w naturalnym środowisku, jeszcze raz spojrzeć na zorzę polarną, łowić ryby pod lodem, budować igloo i widzieć jak Kadlook odżywa w jego naturalnym środowisku.
Pragniemy z całego serca znaleźć jakiegoś dużego sponsora, który wszedłby w projekt „Kilometry dla futrzaka”, czyli zobowiązałby się wpłacić odpowiednią ilość pieniędzy/zakupić karmę/leki za każdy przejechany przez nas na wyprawie kilometr. Proszę – jeżeli ktoś z czytających, byłby w stanie wejść w taką współpracę i powierzyć swoje dobra na rzecz Fundacji Adopcje Malamutów – bylibyśmy przeszczęśliwi i mielibyśmy jeszcze większą motywację i moc podczas jazdy. Część środków z tej zbiórki również zostanie przeznaczonych na Fundację.
Rok intensywnie pracowaliśmy, aby móc teraz spełniać marzenia. Trzy etaty, nie dosypianie, zaniedbywanie wszystkich dookoła, wrzody na żołądku i milion wykonanych telefonów, napisanych maili i przejechanych kilometrów na różnego rodzaju spotkania. Wszystko po to by męczyć się na rowerze :)
Choć wielu pukało się po głowie, słysząc co zamierzamy, to udało nam się znaleźć patronów, media i sponsorów, którzy wsparli nasz projekt. Koszty jakie ponieśliśmy i założyliśmy na wyjazd są naprawdę duże, dlatego również wcześniej myślelismy, by stworzyć projekt na portalu Polak Potrafi, niestety zwyczajnie nie wystarczyło nam na to czasu.
Teraz z powodu wypadku, który zmusił nas do zatrzymania się na 3 tygodnie w jednym miejscu - możemy sobie na to pozwolić i faktycznie zwrócić się do Was o wsparcie. Tym bardziej, że ponieśliśmy duże koszty z powodu zatrzymania i awarii roweru na drodze, ale o tym poniżej... ;)
Był niezwykły! I zmotywował nas do bezwzględnej kontynuacji wyprawy! :) Polska była pewnego rodzaju testem, który przede wszystkim pokazał nam dużą awaryjność źle przygotowanego przed wyprawą roweru. Powierzyliśmy go poważnej firmie do opieki i profesjonalnego dobrania bardzo wytrzymałego osprzętu. Niestety wyszło jak wyszło, firma trochę zlekceważyła swoje zadanie, oddała nam rower na kilka dni przed wyjazdem i nie mieliśmy nawet możliwości sprawdzenia go pod pełnym obciążeniem. Możemy winić wyłącznie siebie, że nie dopilnowaliśmy sprawy i nie zaufaliśmy intuicji, by zabrać od nich wcześniej rower. Ale nie poddaliśmy się! Według zaleceń serwisanta wymieniliśmy niemal wszystkie części, poskładaliśmy rower od początku i tym samym wydaliśmy cały budżet założony na ewentualne naprawy roweru. Nie spodziewaliśmy się, że stanie się to tak wcześnie.
Gdy już wydaliśmy majątek na naprawy roweru, które nas kosztowały też ogromną ilość czasu spędzonego w jednym miejscu, a nie w drodze, to zdarzył się wypadek! Jak pech to pech. „Nie może nam być zbyt nudno” – często powtarzaliśmy sobie w trasie. Szpital, zdjęcia, badania, ortopeda, konsultacja ze specjalistami z innych części Polski – no i masz! Pęknięta głowa strzałki prawej nogi Krzyśka.
Już nie opowiemy, co się wtedy w naszych głowach podziało! Można sobie wyobrazić…
Teoretycznie lekarze pozwolili kontynuować naszą wyprawę, jedynie ostrzegali przed bólem i zwrócili uwagę, by nie dopuścić do kolejnego upadku. Normalnie z takim pęknięciem nic się nie robi, ani do gipsu ani do ortezy tylko spokojne życie, z delikatnym odciążeniem i schładzaniem. Czas zrostu 3-6 tyg.
Postanowiliśmy się nie poddawać. Nie chcemy przerywać wyprawy, a już na pewno się z niej nie wycofujemy! Przeczekamy 3 tygodnie i ruszymy spokojnie dalej. Jest to zbyt piękna wyprawa i zbyt szczytny cel, by z niej rezygnować!
Niestety wiele wydatków związanych z naprawą roweru już na tak wczesnym etapie, zatrzymywanie się na dłużej w danych miejscach oczekując na gotowy rower wygenerowało ogromne koszty. Zarówno z powodu sprzętu, jak i przymusu znalezienia noclegu na kilka dni. Ponadto decyzja, którą obecnie podjęliśmy, czyli zatrzymanie się do czasu zrośnięcia się kości Krzycha powoduje konieczność opłaty za mieszkanie przez minimum 3 tygodnie, wyżywienie, a nawet opóźniony powrót do pracy, czyli niemożność zasilenia finansowego w planowanym czasie.
Wiadomo, wyruszając na wyprawę założyliśmy dużą rezerwę finansową, ale koszty, które dotychczas ponieśliśmy mocno przekroczyły planowany budżet na etap pierwszy w Polsce. Obawiamy się, że zabraknie nam funduszy na kontynuację wyprawy.
- kupno części zapasowych do roweru, ewentualne serwisowanie - 1 500 zł
- pokrycie kosztów 3 tygodniowego utrzymania się (wynajęcie noclegu, wyżywienie) w miejscowości, gdzie obecnie się znajdujemy - 1 000 zł
- wizyty weterynaryjne Kadlooka – związane jest to z wymogami dotyczącymi transportu psa przez granice danych krajów (odrobaczenia, wścieklizna, tasiemiec – potrzebny stempelek lekarza) - ok. 400 euro ~ 2 000 zł
- przedłużenie ubezpieczenia dla nas i Kadlooka (nasza wyprawa przez wypadek i wcześniejsze problemy z rowerem wydłuży się przynajmniej o jeden miesiąc) - 1 000 zł
- minimum, które chcemy przekazać na cele Fundacji Adopcje Malamutów
- 1 000 zł - kupno prezentów
- prowizja
- Niestety właśnie nam się rozsypał aparat Nikona - jedyne źródło naszych zdjęć i filmów - potrzebujemy zakupić nowy aparat! Co daje konieczność zebrania przynajmniej 3 000 zł więcej niż zakładaliśmy.
- 120 % może od czasu do czasu jakieś zakupy spożywcze (na wyprawę przygotowaliśmy sobie swoje racje żywnościowe złożone z kaszy, płatków, soji (obiad) i suszonych owoców (śniadanie). Bezmięsnie - na czym trochę Krzysiek cierpi... ;) + kupno baterii do aparatu + większa pomoc dla Fundacji
- 150 % od czasu do czasu noclegi pod dachem. Przekonaliśmy się, że czasem jest konieczne schronienie się w budynku. + uzupełnienie elektroniki, które uatrakcyjni naszego bloga i pozwoli zbierać dobre materiały (przede wszystkim filmowe) + większa pomoc dla Fundacji
- 200 % przede wszystkim spokojna podróż z zapleczem, może nawet wejścia do muzeum, zwiedzanie miejsc, przez które przejeżdżamy, kosztowanie kultury + większa pomoc dla Fundacji
- 300 % zakupimy nową, lżejszą przyczepkę dla Kadlooka wykonaną przez niemiecką firmę. Na wyprawę sami skonstruowaliśmy przyczepkę, bo nie mieliśmy wystarczających funduszy + większa pomoc dla Fundacji
- 500 % fundusze na wydanie książki po zakończeniu wyprawy + większa pomoc dla Fundacji
Bardzo liczymy na Waszą pomoc, potrzeba nam co prawda sporej kwoty, ale mamy nadzieję, że uda się ją zebrać, aby zabezpieczyć najważniejsze rzeczy. Jednakże, jeżeli będziecie na tyle mili i hojni – my na pewno się odwdzięczymy, pewnie i z większym spokojem będziemy przemierzać naszą drogę!
Obiecujemy odwdzięczyć się pięknymi zdjęciami z podróży, filmikami i osobistymi podziękowaniami dla każdego z Was! :)
I oczywiście prezentami przywiezionymi z Laponii! :)
Poniżej zaprezentowane są najważniejsze prezenty, które mamy dla Was przygotowane. Mamy nadzieję, że się spodobają. Część z nich jest wyłącznie poglądowa. Dotyczy to przede wszystkim:
- koszulek - wzór zostanie uzgodniony bezpośrednio z chętnymi, gdy dotrzemy do Laponii
- breloków, magnesów - wzory zostaną uzgodnione bezpośrednio z chętnymi, gdy dotrzemy do Laponii
- pocztówki - postaramy się wybrać najładniejsze w klimacie: zorza polarna; św. Mikołaj; szamańskie wzory; biała Laponia; zielona Laponia - można zgłosić swoje preferencje w wiadomości do nas, gdy będziecie wybierać opcję z pocztówką
- biżuteria, noże, swetry - również będą uzgodnione bezpośrednio z chętnymi, gdy dotrzemy do Laponii
** wszystkie zakupione produkty w Laponii wyślemy Wam dopiero po powrocie do Polski
*** mamy nadzieję, że nie będzie takiej sytuacji, ponieważ sklepy pamiątkowe w Laponii otwarte są cały rok, ale w razie, gdyby któregoś z gadżetów zabrakło, byłby niedostępny lub Państwo woleli by go jednak w ostatnim momencie zmienić - będziemy w kontakcie :)
TELEWIZJA
GAZETY
Dziennik Zachodni - dodatek mikołowski
RADIO
Audycja pierwsza
Audycja druga
Pozdrawiamy!!
Jeżeli zobaczycie nas na drodze - nie obrazimy się za zaproszenie na kawę, obiad, albo gorący prysznic ;) Ściskamy!!! :)