Miło Cię widzieć!

Ładowanie strony

O projektodawcy

rewusia

rewusia

Gdańsk

Napisz wiadomość do Projektodawcy

7000 PLN z 7000 PLN

24 Wspierający

Udany! Cel osiągnięty

100%

Model finansowania: "wszystko albo nic". Aby otrzymać środki, projekt musi osiągnąć minimum 100% finansowania do 24.04.2015.

Istny Meksyk

O projekcie

 Po długoletnim oczekiwaniu spełniłam swoje marzenie. Pojechałam do Meksyku. Ta podróż zaowocowała książką: "Istny Meksyk". Idąc za ciosem, wysłałam mój tekst do jednego z trójmiejskich wydawnictw. Dynamicznego, odważnego, otwartego na debiutantów. Chcą wydrukować książkę! Jestem w gronie nowicjuszy, którzy bez pomocy nie są w stanie sfinansować swojego marzenia. Potrzebuję Waszej pomocy i wsparcia.

Ewa Filip. Kobiety o wiek się nie pyta, nie wypada. Córka, siostra, mama nastolatków: Julka i Klaudii. Ponieważ nikt nie lubi czytać o chorobie i samotności więc to pominę. Udało się przezwyciężyć jedno i pogodzić z drugim. Pracowałam z przerwami od 1992 roku m. in. katechetka w przedszkolu, sekretarka, księgowa. Przełomem był ślub i narodziny dzieci. Potem prace domowe, przeplatały się z wychowaniem dzieci i pisaniem do szuflady. Kolejny zwrot to rok 2003, kiedy to otrzymałam nagrodę w XVIII Ogólnopolskim Konkursie Literackim im. Mieczysława Stryjewskiego za opowiadanie: " Mój Anioł". To zaowocowało publikacjami wierszy, bajek, historii, opowieści i redagowaniem kącika rodzinnego w miesięczniku "Czas Żukowa". Szukając wyzwań, prowadziłam audycje muzyczne w internetowym radio " Hades". Po powrocie do Gdańska, pisałam. Na potrzeby czasu byłam analitykiem bankowym, doradcą kredytowym, konsultantką ds. sprzedaży, doradcą psychospołecznym, nianią. I wtedy na mojej drodze stanęło Stowarzyszenie Oliwskie Słoneczko, dając mi radość, nadzieję, poszerzając moją wiedzę i umiejętności, rozwijając zainteresowania. Jako członek Stowarzyszenia i wolontariuszka byłam wychowawcą, pozyskiwałam darczyńców, współorganizowałam pikniki i festyny. Wiedza, którą zdobyłam dzięki Stowarzyszeniu pomogła mi na studiach przy ogranizacji projektów: Festyn Rodzinny w mojej dzielnicy Nowy Port, Kiermasz Bożonarodzeniowy połączony z przedstawieniem Jasełek na mojej uczelni. Praca i studia dają mi wiele radości, poszerzam wiedzę, rozwijam się i mam okazję obcować ze wspaniałymi ludźmi. To wielkie szczęście - im zawdzięczam siłę i odwagę w realizacji marzeń. Moi bliscy: dzieci, rodzice i rodzeństwo są podporą i siłą napędową. Ale to temat na osobną książkę.

Istny Meksyk. Niezwyczajnie opowiada o realizacji marzeń, które zaprowadziły mnie do Meksyku. Ciekawe historie, nieznane fakty, z dodatkiem humoru. To debiut mamy, która zawsze marzyła o zwiedzaniu świata, a kiedy jej się udało, zapragnęła podzielić się swoją podróżą. To kolekcja przypadkowych postaci połączonych tym samym celem - zwiedzaniem Meksyku. Część bohaterów jest prawdziwa, miejsca, daty i sytuacje. " Istnemu Meksykowi" nie brakuje humoru i fantazji. Lekka i przyjemna ma przybliżyć czytelnikom niezwykłe miejsce, kulturę, ludzi. Zachęcić do podróży, realizacji marzeń, wywołać uśmiech, zaciekawić.


Wiecie, kiedy pierwszy raz pomyślałam o Meksyku? Był pamiętny rok 1996. Pamiętny dlatego, że jak śpiewa pani Irena Santor: „przegrałam swą młodość” a mówiąc prościej wyszłam za mąż...

Odwiedziła nas Kasia, znajoma, która właśnie wróciła z kilkumiesięcznego pobytu w Meksyku. Przywiozła mi piękną jedwabną apaszkę, ręcznie malowaną (nie z Meksyku) i mnóstwo wrażeń. Już nie pamiętam, dlaczego była tam tak długo, albo tak krótko.  Z jej opowieści o tym niesamowitym kraju, pamiętam ową niesamowitość, a w szczególności ten klimat, który sprawia, że w górach jest zimno, czasem nawet 0 stopni a w dole Meksyku 32 na plusie, albo lepiej. Wyobrażałam sobie, jak rano idzie w górę ścieżką jakąś meksykańską, bo tam jest przyjemnie i ciepło, nagle robi się chłodno, wiec ona zbiega znowu tą samą ścieżką do miasteczka pomiędzy malutkie, wąskie kolorowe uliczki, kamienne z bujną winoroślą i inną roślą w to ciepło, które tam jeszcze zostało. I co? Że hi hi hi? No, cóż jestem dzieckiem PRLu to  i tak mogłam sobie ten Meksyk, nie wiadomo gdzie, wyobrażać. Miałam do tego niezbywalne prawo i przywileje wszelakie. Ot, co.  Nawet nie wiedziałam, gdzie owo cudo znajduje się na mapie. Pomyślałam tylko, w przypływie marzeń i szaleństwa oczywiście- bo skąd, jak, gdzie, kiedy  i za co – ja do Meksyku. Ale pomyślałam sobie, myśleć przecież wolno było już wtedy, nawet na głos – że chciałabym kiedyś Meksyk. To ciepło, które nota bene ubóstwiam życie całe i z tych gór, tą wąską dróżką tak zbiec. I zaraz potem pomyślałam- głupia. Raz w życiu udało się, żeby nie zabrzmiało nieładnie to niech będzie fuksem – na wyjazd zagraniczny, pielgrzymkowy  się dostać do Włoch, przed tą wielką europeizacją Europy tzn. za czasów starych dobrych lirów i tyle. Gdzie mi tam, jakiś wyjazd, jakikolwiek, gdziekolwiek, kiedykolwiek

 Do Warszawy dojechaliśmy wcześnie, można by się nawet uprzeć, że zbyt wcześnie. Na lotnisku byliśmy zatem kilka minut po czwartej, naszej czwartej. Rano w sumie. Ludzi tłumy. Zadziwiające, nie tylko my wpadliśmy na ten pomysł genialny, by być zawczasu jak mawiano kiedyś. Odprawa bagażu przebiegła pomyślnie, po namyśle, oczywiście, zważeniu przed odprawą, przepakowaniu też przed i ustawieniu się w dłuuuugiej kolejce. Zmieściłam się w przepisowych 20 kg, a nawet miałam lekką „niedowagę” . I to mruknięcie:” nietrudno nie zauważyć”- z troski oczywiście. Dostaliśmy karty pokładowe i do bramek. A tam widok przedziwny: mali, duzi, panie, panowie i młodzi zdejmują buty, wyciągają paski- a ja? Paska nie mam, buty i owszem, ale nie żebym koniecznie chciała się ich pozbywać. 

Przeszłam przez bramki bez atrakcji, emocje były. Przypomniałam sobie, że w plecaku mam pilniczki i jakiegoś energetycznego, zapuszkowanego powera. Że też takie rzeczy zawsze nam się przypominają w najmniej odpowiedniej chwili i sprawiają, że nasza twarz przybiera wyraz z gatunku tych najmniej nieodgadnionych. Może ze zmęczenia moja mina była cokolwiek mniej czytelna. Albowiem przeszłam, chociaż przede mną i za byli tzw. „ macani” i „macanci”.

9 luty 2014 - dzień II  STAN JUKATAN a w nim CHICHEN ITZA,  IZAMAL, MERIDA

Jak widać sporo tego. Przewodnik Wam powie, że to miejsce kultu Majów, Tolteków, Azteków i wielkiej kultury indiańskiej, kto wie, czy nie większej niż europejska. Ale to już mądrzejsi łamią sobie nad tym głowę. Przewodnik doinformuje na pewno, że najstarsze budowle sięgają 250-900 r. I dobrze. Przewodniki trzeba czytać. Ja ze swojej strony mogę dodać,  że to jedno z najbardziej intrygujących  i niesamowitych miejsc, jakie przyjdzie mi jeszcze spotkać w Meksyku.

Na plecach nie tyle czuć ducha historii, co oddech Indian. Przerażające? Miejscami tak. Bo wyobraźcie sobie choćby ścianę czaszek wykutą w kamieniu, wszystkie jednakowo uśmiechnięte. Dlaczego? Przecież ci ludzie, w większości  niewolnicy, z podbitych okolicznych plemion przy okazji tzw. wypraw kwiatowych  i nie tylko – nie ginęli za wolność Waszą i naszą. Oddzieleni od rodzin, bliskich, pozbawieni godności , nierzadko tytułów. Nie zabrano im tylko wspomnień , a i one często naznaczone były krwią najbliższych, zgliszczami palonych wiosek, krzykiem starców, kobiet i dzieci. Dlaczego się śmiali, idąc na pewną śmierć? Bo oni na prochach byli, kochani. Wyobraźcie sobie, że przygotowano ich , między innymi, obmywając niegodne ofiary- ich ciała, do wody dodając narkotyki. Są wtedy najlepiej wchłaniane, w dużej ilości, a „ szczęśliwiec” długo pozostaje pod ich działaniem, nawet po śmierci, co widać na uśmiechniętych twarzach.

Ciekawostka. Meksykanie mają specyficzne poczucie humoru – tak różne od europejskiego. Poza tym, że są prości i mnie powściągliwi, dzięki temu szczerzy i otwarci, wyjątkowym kultem obdarzają Święto Zmarłych. Ich humor czytelny jest również dosłownie. Przytaczając ich epitafia na nagrobkach, można dowiedzieć się np.: „że tu leży ojciec, syn, wspaniały mąż. Na pamiątkę podpisali się żona i dzieci bez Jose – skąpca, który się nie dołożył do tej pięknej tablicy.” Albo: „Panie Boże przyjmij z taką radością moją żonę, z jaką ja Ci ją oddaję”.

Kolejny przystanek na naszej wędrówce to cenota. Pewnie się nie powtórzę, jeśli powiem , że to niesamowite miejsce, zaskakujące i kompletnie odjazdowe. Nie ma na świecie drugiego takiego miejsca. Ja nie widziałam. W skałach, głęboko wydrążonych do 38 m, płynie woda. Zadrzesz w górę głowę i widzisz zwisającą roślinność, równie zwisające skały, słońce i niebieściutkie niebo, jak na zamówienie. Można się wykąpać, woda zimna – nie wytrzymacie dłużej niż 20 minut, kto nie potrafi kapok do dyspozycji i skoki z wyznaczonych miejsc. Cudo. Jak Gwiazdka w środku lata. 

Jeszcze o nachosach w koszyku na pieczywo. Zastanawialiście się skąd się wzięły? Meksykanie robią placki – tortille, bo lubią i jedzą. Nadziewają je warzywami, mięsem, serem, na różne sposoby. Kiedy nie zostaną zjedzone, kroją je na kawałki i robią pierożki. Mniejsze, większe, również z serem nie tylko białym, warzywami, mięsem mielonym. Kiedy i te kawałki pozostaną, kolejnego dnia wrzucają je na głęboki, gorący tłuszcz. I tak powstają nachosy, które uwielbiam. Czy w tym wypadku to oszczędność? Nie, kochani – gospodarność i pragmatyzm. Wszystko jest jadalne, albo raczej wiele rzeczy nadaje się do jedzenia chociaż ich wygląd lub zapach mówi nam coś wręcz przeciwnego, ale do tego wrócę.

Wyruszamy nad wodospady. Wiecie, że Majowie uprawiają kawę? Ja nie wiedziałam. Przejeżdżając przez dżunglę  napotykamy na ciekawostkę – drzewa turystów – puchowe. Skąd ta nazwa? Otóż drzewa mają czerwoną korę, zupełnie jak turyści, który niepomni uwag, mądrzejsi od najmędrszych i co najważniejsze spragnieni słońca wystawiają swe blade (tak, blade ciała) – wszyscy jesteśmy bladzi w porównaniu z Indianami – bez zabezpieczenia w postaci filtrów. I wszyscy czerwienimy się zaraz potem, nierzadko sycząc przy pielęgnowaniu świeżo nabytych, meksykańskich bąbli i oparzeń. Wiem, bo sama doświadczyłam, a raczej nos mój. O nie, Rudolf z orszaku Św. Mikołaja nie miał czerwonego nosa w porównaniu z moim, miał lekko różowy, bardzo lekko. 

 Otrzymane pieniądze zostaną w całości przekazane wydawnictwu na wydanie, promocję, reklamę i dystrybucję. Część egzemplarzy, która przypadnie mi w udziale będzie przeznaczona na nagrody. Jeśli zbiorę większą kwotę przeznaczę ją na wydanie kolejnej książki, bo nie chcę na jednej poprzestać. Mam nadzieję, że będzie to pierwsza z cyklu, na który mam już pomysł i tytuł... Dzieląc się ze mną swoimi pieniędzmi, dajecie mi radość i nadzieję, pewność, że warto marzyć, warto o marzenia walczyć i je realizować. Ta forma finansowania pomoże mi dotrzeć do wielu ludzi, znajomych i nieznajomych, którzy mogą i chcą się dzielić, którzy marzą i realizują swoje marzenia. 

Można mnie znaleźć na facebooku: ISTNY MEKSYK

Termin realizacji nagród dotyczących egzemplarzy książki  i e-booka uzależniony będzie od jej wydania. Pozostałe nagrody będą realizowane w miarę możliwości bezpośrednio po zakończeniu projektu.

Wszystkim włączającym się do akcji
już teraz bardzo dziękuję!

Model finansowania: "wszystko albo nic"

Aby otrzymać środki, projekt musi osiągnąć minimum 100% finansowania do 24.04.2015 15:03