Pierwszy rozdział powieści
Dodano 05.07.2015, godz. 20:38Właściwie to bardziej prolog niż pierwszy rozdział, jednakże przedstawia on dość dobrze, w jakim świecie rozgrywa się akcja powieści.
Pierwsza Fala
Einstein podobno stwierdził, że tylko dwie rzeczy są absolutnie nieskończone – wszechświat i ludzka głupota. Prawda okazała się jednak inna. Chciwość była tym, czym korporacje dysponowały w nadmiarze i ich niedosyt ciągle rósł. Pieniądze oraz władza doprowadziły do Plagi, choć nic nie zapowiadało tragedii. Ot epidemia jakiejś mutacji grypy w Meksyku. Chwyt genialny, bo Stany zdążą zakupić szczepionkę, a jednocześnie zagrożenie będzie tak bliskie, że opinia publiczna będzie naciskała na rząd o jak najszybszą reakcję. Oczywiście medykament posiadał pewien koncern farmaceutyczny, choć cała korporacja działała także w innych dziedzinach. Trzeba przyznać, że nawet tu, z ciepłego fotela znajdującego się w centrum Europy sytuacja wyglądała ponuro. W miasteczku na południu Meksyku, przed Pierwszą Falą mieszkało 20 tys. ludzi, po niej już tylko 15 tys. i to pomimo opieki lekarskiej. Na prowincji było podobno jeszcze gorzej.
Kwarantanna oczywiście nie pomogła i Plaga, jak nazwano tę pandemię, rozprzestrzeniła się także do innych rejonów Świata, jednakże przygotowanych na nią, z rozpoczętymi szczepieniami. Nie było to dziwne, biorąc pod uwagę jaką wyobraźnią popisali się spece z BioloMedicin-u. Ludzie konali w niewyobrażalnych męczarniach i już wtedy wiadomym było, że coś z tą grypą nie tak. Relacje z meksykańskich szpitali były czymś na co snobistyczne i nieczułe społeczeństwa Zachodu nie mogły patrzeć. Jedynym krokiem „dla dobra widzów” było nie puszczanie tych relacji przed 22.00. A było na co popatrzeć: ludzie wyjący z bólu jak zwierzęta, głosy bardziej przytomnych błagających o morfinę, której oczywiście brakowało na całym terytorium Meksyku, a cena na czarnym rynku na potrzeby swoje lub konającego członka rodziny były astronomiczne. Ciała wysuszone na wiór, niektóre z sińcami i bliznami od samookaleczeń, ciągłe wywózki ciał. Rząd zakazał chowania zwłok chorych w ziemi, każde miały być spalone na masowym stosie, a potem prochy natychmiastowo zakopywano.
Jednak ze stratą 20-30% obywateli ciągle można było sobie poradzić i struktury państwowe były jedynie mocno nadwątlone, a nie unicestwione. Jednak Ameryki Południowej nie było stać na zbawienne szczepionki i tam Ponury Żniwiarz zebrał najobfitsze plony. Na przeludnionych ulicach miast Kolumbii i Wenezueli powstało coś, na co nawet BioloMedicin nie był przygotowany, licząc zyski z ostatniej partii szczepionek. Na tereny uwolnione od Plagi, wykończeni ludzie zaczęli znowu chorować. Szybko okazało się, że na tak żyznym podłożu wirus zaczął się mutować, a kolejne uderzenie choroby było odporne na szczepionkę.
W południowo-meksykańskim miasteczku liczba mieszkańców z 15 tys. zmniejszyła się do 9 tys. i ciągle malała. Szybko też w związku z tym zaczęto prowadzić dochodzenie, które wykazało, że to BioloMedicin wyhodował felernego wirusa Pierwszej Fali, a na ten zmutowany Drugiej Fali nie ma lekarstwa. Siedziba korporacji na Meksyk została zniszczona, a wszyscy jej pracownicy powieszeni przez rozwścieczony tłum.
Plaga w tym czasie zbliżała się coraz bardziej do granic USA. Całkowita kwarantanna Meksyku nie poskutkowała, a doprowadziła jedynie do masakry na granicy meksykańsko-amerykańskiej, gdzie żołnierze zmasakrowali tłum wybiedzonych uciekinierów szukających schronienia jak najdalej od Plagi. Jednak nie wszyscy żołnierze byli tak konfliktowi i pewna suma w dolarach pozwalała bogatszym obywatelom Meksyku na nielegalne dostanie się do Stanów Zjednoczonych. Chciwość znowu miała doprowadzić do tragedii. Stan Nowy Meksyk znalazł się w natarciu Plagi, a za nim Teksas. Krzyki konających zaczęły dochodzić z południa USA, a w tym czasie pojedyncze zachorowania odnotowano na lotniskach w Europie, Azji i Afryce. Świat wstrzymał oddech.