Miło Cię widzieć!

Ładowanie strony

O projektodawcy

Franz Lesny

Franz Lesny

München

Urodzilem sie na Gornym Slasku 9 czerwca 1957 roku. W 1977 roku ukonczylem Technikum Budowlane w Bytomiu z dyplomem Technika Budowlanego i matura. W trzy lata pozniej po pierwszej pracy w budownictwie i odbytej dwuletniej sluzbie wojskowej musialem pojsc po raz pierwszy na leczenie do kliniki psychiatrycznej.
Po kilku kolejnych pobytach w grudniu 1981 roku przyznano mi rente inwalidzka. Na rencie wytrzymalem tylko 4 Miesiace i w kwietniu 1982 roku wzialem Kiosk RUCH razem z mama w agencje, a w dwa lata pozniej zostalem dodatkowo sedzia pilkarskim, gdyz jestem wielkim milosnikem sportu. W 1988 roku wyjechalem na stale do Monachium. Po odbytym kursie jezyka, pracowalem najpierw jako pomoc biurowa i listonosz, a nastepnie zrobilem przeszkolenie na fachowego pracownika podatkowego i krotko pracowalem w tym zawodzie, by w roku 2005 przedwczesnie ze wzgledow zdrowotnych przejsc na rente inwalidzka.
W 1992 roku zalozylem rodzine, a w 18 miesiecy pozniej moja zona urodzila mi coreczke.

Napisz wiadomość do Projektodawcy

2081 PLN z 14000 PLN

16 Wspierający

Zakończony Cel nie został osiągnięty

14%

Model finansowania: "bierzesz ile zbierzesz". Twórca Projektu otrzyma wszystkie środki, które zostaną wpłacone, bez względu na osiągnięcie kwoty minimalnej. Projekt kończy się 04.06.2020.

Wydanie książki „Schizofrenik Przełomu Tysiącleci“

O projekcie

 

CELE PROJEKTU

Glownym celem projektu jest wydanie 1000 egzemplarzy mojej ksiazki oraz nieograniczonej ilosci eBookow w wydawnictwie Poligraf. Jest to wydawnictwo typu Fortunet. To znaczy w takim przypadku autor musi sam sfinansowac wydanie ksiazki.

Ja jednak z powodu niskiej renty nie jestem w stanie sfinansowac tego wydania. W przypadku, gdyby kwota projektu zostala znacznie przekroczona, pragnalbym przeznaczyc reszte zebranych pieniedzy na dodruk egzemplarzy ksiazki.

 

 TARGET ODBIORCOW

Moja ksiazke kieruje przede wszystkim do osob majacych problemy ze zdrowiem psychicznym, czy tez do osob od czegokolwiek uzaleznionych. Mysle, ze moze byc ona rowniez ciekawa lektura dla pracownikow sluzby zdrowia, a zwlaszcza psychiatrii. Moze byc rowniez pomocna mlodym rodzicom wychowujacym wlasne dzieci   oraz pedagogom , poniewaz opisuje w tej ksiazce rowniez bledy jakie popelniono w czasie  mojego wychowania.

 

O AUTORZE

Nazywam się Franz Lesny, ponieważ mieszkam aktualnie w Monachium, urodziłem się jednak na Górnym Śląsku w Polsce przed 63 laty jako Franciszek Leśny, a książkę chcę wydać pod pseudonimem Frank Forest. Od 1980 roku jestem na leczeniu psychiatrycznym. W 31 roku życia wyemigrowałem na stałe do Niemiec. W czasie jednego z pobytów w klinice psychiatrycznej jeden doświadczony pielęgniarz powiedział mi, że gdybym napisał książkę o swoim źyciu, to mógłby to być beststeller. Najpierw nie bardzo wiedziałem jak sie do tego zabrać, ale w końcu zacząłem pisać. Po osiemnastu miesiącach książka była gotowa. Pisałem ręcznie, a przepisał mi ją na komputerze Jan Paweł Krasnodębski, znany polski prozaik i poeta. Moje glowne zainteresowania to przede wszystkim sport, a takze muzyka a zwlaszcza rock.

 

O KSIAZCE

 

     Postanowiłem napisać tę książkę za namową doświadczonego pielęgniarza z kliniki psychiatrycznej w miejscowości Haar, leżącej w pobliżu Monachium.

     Od trzydziestu ośmiu lat jestem na leczeniu psychiatrycznym. Stwierdzono u mnie podwójną diagnozę, a mianowicie psychozę maniakalno-depresyjną i hazard. Poza tym w moim życiu była również zdiagnozowana schizofrenia. Jest to choroba, w której chory słyszy obraźliwe głosy, na przykład, że jest homoseksualistą, albo że cuchnie kałem.

     Z kolei ja zauważyłem, że oprócz hazardu, jestem uzależniony również między innymi od alkoholu, słodyczy, seksu, kawy, a od tego tysiąclecia również od internetu.

     W ciągu tego długiego okresu czasu byłem wielokrotnie hospitalizowany na psychiatrii, a w przerwach pomiędzy pobytami w szpitalu, leczyłem się ambulatoryjnie.

     Mam nadzieję, że moja historia pomoże przynajmniej niewielkiej liczbie ludzi uzależnionych od czegokolwiek, lub chorych psychicznie i pozwoli im wyjść z choroby.

     Mam zamiar opisać w tej książce swoje własne przeżycia i tok myślenia, i jeżeli ktoś poczuje się obrażony, to z góry bardzo go przepraszam. Nie mam najmniejszego zamiaru nikomu ubliżać, a bardzo mi zależy, żeby moja opowieść zabrzmiała wiarygodnie i ukazała mnie takim jakim naprawdę byłem i jakim jestem obecnie, a nie takim jakim większość ludzi mogłaby mnie oceniać za mój wygląd i moje zachowanie.

     Pragnę również ostrzec, że w mej książce pojawiają się  niecenzuralne słowa, więc czytelnicy nieletni powinni brać ją do ręki tylko za zgodą rodziców lub opiekunów.

 

 

Widok stacji 63 kliniki w Haar od ogrodu, gdzie bylem wielokrotnie stacjonowany w latach 2005 do 2010

 

 

 

Widok wejscia do Budynku nr 58 w klinice w Haar, w ktorym bylem na dwoch roznych oddzialach trzykrotnie stacjonowany w latach 2011 do 2016

 

 

 

JAK BEDZIE WYGLADAC KSIAZKA?:

Ilosc stron - 264 cz.-b.

Format 145x205 mm

Oprawa miekka

Okladka kolorowa, foliowana

Papier na wnetrze: offset 80g

 

xxx

 

 

KWOTA PROJEKTU:

Kwota, ktora potrzebna mi jest na wydanie pierwszego tysiaca egzemplarzy ksiazki i nielimitowanej ilosci eBookow wynosi 14000 PLN. Z tego wzgledu goraco zapraszam do udzialu w zbiorce pieniedzy. Moja prosbe do dokonywania wplat kieruje przede wszystkim z problemami zdrowia psychicznego oraz do osob od czegokolwiek uzaleznionych, bo w mojej ksiazce sa opisane sposoby wychodzenia z nalogow przeze mnie, co moze i wam pomoc, a takze sportowcow polskich, artystow i pracownikow sluzby zdrowia, a zwlaszcza psychiatrii oraz wlascicieli firm, gdyz za wplate odpowiedniej kwoty, bedzie umieszczona reklama tejze firmy na lamach ksiazki.

 

 xxx

 

Wprawdzie, zyje juz na emigracji 32 lata, ale sercem zawsze pozostalem Polakiem i to polskim sportowcom i polskim artystom sciskalem zawsze kciuki  i dlatego to wlasnie zwracam sie o pomoc do nich na portalu:

 

 

HARMONOGRAM

Wydawnictwo POLIGRAF posiada juz caly tekst ksiazki.

Ksiazka ma sie ukazac w sprzedazy najpozniej do dnia 31.08. 2020.

 

 

OTO KILKA FRAGMENTOW KSIAZKI:

 

 

 

       

 

     W klasie maturalnej musiałem przygotować jeden przedmiot dodatkowy. Wybrałem geografię gospodarczą, temat: „Potencjał przemysłowy województwa katowickiego”. Temat ten opracowywałem wspólnie ze Stefanem. Musiała być także wykonana makieta, z której też trzeba było wybrać temat: „Most z betonu sprężonego typu Kujun z budowy mostów”. Zacząłem od geografii, bo temat był bardzo pracochłonny. Na pomoc Stefana nie za bardzo mogłem liczyć, więc opracowanie pisemne wykonywałem samodzielnie. Kupiłem papier kredowy i pożyczyłem od koleżanki z klasy, Bernadety, maszynę do pisania. Jej ojciec był adwokatem, więc posiadał tego rodzaju sprzęt. Natomiast do wykonania makiety poprosiłem o pomoc własnego ojca, który pomógł mi przede wszystkim w wykonaniu instalacji elektrycznej na makiecie. Opis tematu wyglądał w ten sposób, że najpierw opisałem historię przemysłu w województwie katowickim, a następnie stan aktualny. Potem wymieniłem alfabetycznie poszczególne miasta i gminy, i wyliczyłem zakłady pracy, jakie się tam znajdują, oraz jakiego rodzaju przemysłu dotyczą. Makieta wyglądała w ten sposób, że przednia i tylna warstwa były obramowane około trzycentymetrowymi listwami. Pomiędzy przednią i tylną sklejką przebiegała instalacja elektryczna. Górną warstwę pomalowałem farbami olejnymi. Zaznaczyłem kontury całego województwa, oraz w rożnych kolorach kontury miast i gmin. Na ich obszarach były umieszczone małe żaróweczki w rożnych kolorach, w zależności od rodzaju przemysłu. Natomiast na dole znajdowała się legenda do makiety z wyjaśnieniem, jaki kolor lampki dotyczy danego przemysłu, a przy tym wyjaśnieniu były włączniki, które zapalały wszystkie lampki danego przemysłu w całym województwie.

     Z geografią byłem gotowy, przystąpiłem do opracowywania tematu z budowy mostów. Ten temat zajął mi znacznie mniej czasu, gdyż nie był tak bardzo pracochłonny. Jak się okazało przy maturze za wykonanie i obronę tych dwóch tematów, otrzymałem z geografii ocenę „bardzo dobry”, natomiast z budowy mostów „dostateczny” z plusem.

 

 

xxx

    

     Na przełomie stycznia i lutego odbywała się „studniówka”. Z dwoma kolegami z klasy podchodziliśmy sceptycznie do tej imprezy. Gdyż wszyscy, którzy kończyli szkołę średnią w Polsce wiedzą, każda studniówka rozpoczyna się od powitalnego poloneza. Cała nasza trójka nie miała partnerki i nie za bardzo wiedzieliśmy co robić w tej sytuacji. Więc schowaliśmy się za fortepianem, który był umieszczony z boku sceny.

     Ale jak pamiętam, to jednak tańczyłem. Nawet z niektórymi partnerkami moich kolegów. Brałem również udział w jednym z punktów programu artystycznego, w fragmencie baletu „Jezioro łabędzie”. Byłem jednym z czwórki łabędzi trzymających się za ręce i przesuwających się, raz w lewo, raz w prawo i przebierając nogami. Solistami byli Mały, czyli Jurek D. oraz Marek W. Nasz występ spowodował salwy śmiechu. Wszyscy znakomicie się bawili. Bardzo mi się spodobało wykonanie utworu „Wielki Spektakl na Niebie” zespołu Pink Floyd w wykonaniu Jurka S,, przy akompaniamencie na fortepianie, Włodka. Zarówno wokaliza Jurka jak i fortepian Włodka zabrzmiały rewelacyjnie. Po ostatnich dźwiękach w auli rozbrzmiały gromkie brawa. To wykonanie spodobało się również mojej mamie i innym paniom pomagającym w przygotowywaniu posiłków.

     W krótkim czasie po „Studniówce” odbyła się próbna matura z matematyki, języka polskiego i języka obcego, francuskiego lub rosyjskiego, z których wybrałem rosyjski, bo z francuskiego byłem zupełna noga. Egzaminy z tych przedmiotów zakończyły się na moim normalnym poziomie, czyli dostateczny z plusem z matematyki i dostateczny z języka rosyjskiego. Ale najbardziej zapamiętałem próbną maturę z języka polskiego. Do wyboru były trzy tematy, dwa z literatury i jeden alternatywny. Gdy pytania pojawiły się na tablicy, bardzo ucieszyłem się z tematu alternatywnego, który brzmiał: „Historia kina niemego i jego bohaterowie”.

     Bez większego zastanowienia wybrałem właśnie ten temat. Byłem w nim dość dobrze obcykany, gdyż w telewizji od dłuższego czasu był puszczany program pod tytułem „Komicy niemego ekranu” i o ile dobrze pamiętam, nie odpuściłem ani jednego odcinka.

     Przez parę minut ułożyłem sobie plan wypracowania i zacząłem pisać. Wpadłem w jakiś trans, ogarnęło mnie natchnienie. Przez około godzinę napisałem osiem stron, krótko zastanowiłem się nad zakończeniem i podszedłem do tablicy, do pani magister Bieniek, oddałem wypracowanie i wyszedłem z klasy.

     Najpierw byłem z siebie zadowolony, ale po rozmowach z kolegami i koleżankami, dowiedziałem się, że nikt z nich nie wybrał tematu alternatywnego, a większość napisała obszerniejsze wypracowania. W mojej głowie zaczęły pojawiać się wątpliwości, czy się aby nie wygłupiłem.

     Moja niepewność nie trwała długo. Po około tygodniu miało nastąpić ogłoszenie wyników. Nasza wychowawczyni jak zwykle stanowczym krokiem weszła do klasy i powiedziała tylko jedno zdanie:  „Forest, proszę do tablicy”. Wstałem, pomyślałem, że chyba jednak wpadłem i niepewnym, wolnym krokiem, podszedłem do tablicy. Pani magister Bieniek podała mi moje wypracowanie i powiedziała: „Proszę, czytaj na głos”.

     Zacząłem trochę nieśmiało, ale gdy ponownie zżyłem się z tematem, poszło mi sprawnie. Gdy skończyłem czekałem na porządny opieprz, ale zaskoczyła mnie reakcja wychowawczyni. Powiedziała: „Forest, to było najlepsze wypracowanie jakie napisałeś w tej szkole i najlepsze z całej klasy. Jako jedyny wybrałeś temat alternatywny. Dostajesz ocenę dobry z plusem”.

     W tym czasie nie było za wiele symptomów schizofrenii w moim życiu, raczej to były objawy depresji albo zaburzeń osobowości, bo w dalszym ciągu byłem bardzo nieśmiały. Niewykonalne było zabranie głosu w większym gronie. Z moich ust nie wyszłoby ani jedno słowo.

 

 

xxx

 

 

     No i nadszedł maj, czyli miesiąc egzaminu dojrzałości popularnie zwany maturą. O dziwo, pytania ze wszystkich przedmiotów były bardzo podobne, jak te na maturze próbnej. Jednak pytanie alternatywne było nieco zmienione, chociaż również na temat kina niemego. Więc, gdy przeczytałem wszystkie pytania, długo zastanawiałem się, czy ponownie mam wybrać alternatywę, czy też pisać na temat bajek Krasickiego. Wydawało mi się, że gdybym w podobny sposób, jak na maturze próbnej, napisał na temat kina niemego, byłoby to nie na temat, wybrałem więc Krasickiego i jak się później okazało mój wybór nie był dobry, bo zaliczyłem język polski, podobnie zresztą jak rosyjski i matematykę, na dostateczny. Jak już wspominałem budowę mostów zaliczyłem również na dostateczny. Tylko z geografii dostałem ocenę bardzo dobrą.

     W każdym razie maturę zdałem, chociaż uważałem siebie za osobnika zupełnie niedojrzałego.

     Rozpoczęły się najdłuższe wakacje, a po nieudanym egzaminie na studia, trzeba było pisać podania o pracę.

     Podobnie jak przed wyborem szkoły średniej, napisałem podanie do firmy, do  której również napisali podanie dwaj inni koledzy, Stefan i Achim. I byłem cały „happy”, gdy dowiedziałem się, że Katowickie Przedsiębiorstwo Budownictwa Przemysłowego przyjęło nas wszystkich. Stefan i Achim postanowili rozpocząć pracę już pierwszego sierpnia, a ja miesiąc później.

     Na ostatnie szkolne wakacje, podobnie jak przed rokiem, pojechałem z Małym i dwoma innymi kolegami, do Milicza, ale tym razem nie do domku letniskowego, lecz pod namiot, który rozbiliśmy na polu biwakowym w ośrodku rekreacyjnym. Tak jak rok temu pomagaliśmy Małemu w sprzedaży kiełbasek i innych posiłków, a po pracy siadaliśmy w restauracji, kupowaliśmy po skrzynce miejscowego, raczej słabego, piwa, i chlaliśmy do oporu.

     Pewnej nocy po takiej popijawie, zesrałem się w gacie i wcale tego nie poczułem. Dopiero, gdy okropny smród wypełnił namiot, jeden z kolegów szturchnął mnie w bok mówiąc:

     - Frank, chyba się zesrałeś.

     Wyszedłem przed namiot i kompletnie nie wiedziałem, co zrobić. Chwiejnym krokiem poszedłem do pomieszczeń przy zbiorniku wodnym, gdzie znajdowały się prysznice. Miałem szczęście, drzwi były otwarte. Więc rozebrałem się  i na  golasa zacząłem przepierkę, najpierw spodenki, potem dżinsy. To wszystko robiłem w strugach zimnego prysznicu. Zimna woda trochę mnie otrzeźwiła i zauważyłem, że spodnie po tej przepierce były jeszcze trochę żółtawe. Cuchnęły także gównem. Więc nadal je pocierałem. Potem zabrałem majtki i gacie, a ubrałem przydługą koszulkę polo, żeby nie iść do namiotu całkowicie goły, bo ktoś mógł mnie zobaczyć.

     Rano jak zwykle poszliśmy do restauracji na śniadanie i podbiegł do mnie kelner i zawołał podniesionym głosem:

     - Frank, Frank, telegram przyszedł do ciebie, twój tata miał wypadek na kopalni.

      Zamurowało mnie na chwilę, wziąłem do ręki mały kawałek papieru i przeczytałem treść telegramu: „Frank, tata miał wypadek na kopalni, przyjeżdżaj szybko”. Nie zastanawiając się, pobiegłem się pakować i pośpiesznie udałem się na dworzec PKP. Nikt z kręgu znajomych nie posiadał telefonu, więc nie mogłem się dowiedzieć, czy ojciec przeżył, czy też nie. Myśli kotłowały się we mnie. Na dworcu we Wrocławiu byłem tak spanikowany, że kasjer, którego spytałem o najbliższy pociąg w kierunku Katowic, zaczął w brzydki sposób mnie przedrzeźniać. Powinienem go opierdolić, ale musiałbym mieć silniejszy charakter. Gdyby ciul wiedział, jaką wiadomość otrzymałem z domu, chyba nie byłby takim chamem.

     Nie mogłem jechać pospiesznym, bo miałem za mało forsy, więc wlokłem się pociągami osobowymi. Gdy wreszcie dotarłem do domu, zastałem mamę przy modlitwie o zdrowie dla taty, i moje smutne rodzeństwo. Ojciec leżał w Szpitalu Górniczym w Bytomiu i walczył o życie. Był w bardzo ciężkim stanie. Ostatnio pracował jako kombajnista na przodku w kopalni „Julian” w Piekarach Śląskich. Podczas jazdy kombajnem zerwał się zwisający nad nim pułap węgla. Ojciec był całkowicie zasypany. Szybka reakcja kolegów z pracy spowodowała, że przewieziono go pogotowiem ratunkowym na stację intensywnej pomocy medycznej Szpitala Górniczego. Po kilku tygodniach walki personelu medycznego o jego życie, udało się go uratować. Sam później wielokrotnie żartował, że uciekł śmierci zpod kosy. Do pracy jednak już nie wrócił, gdyż komisja ZUS-u przyznała mu rentę z powodu niezdolności.

     Dobrze się złożyło, że pierwszą pracę postanowiłem podjąć dopiero od września, bo nie mógłbym koncentrować się na nowych sprawach do załatwienia, myśląc ciągle, czy ojciec przeżyje, czy nie. Pojechałem do Stefana, żeby dowiedzieć się jak jemu i Achimowi powodzi się w pracy, oraz w jaki sposób dojeżdża się do Grupy Robót Inżynieryjnych firmy KPBP, do której zostaliśmy przydzieleni. Dowiedziałem się od Stefana, że dostał przydział do wojska na 28 października, a przez te niecałe dwa miesiące, jakie pozostały, wdroży mnie w to stanowisko, które jemu przydzielono, czyli planowanie i rozliczenia. A jeśli chodzi o dojazd to pod samą firmę dojeżdżał autobus wypożyczony z komunikacji miejskiej, który był podstawiany na dworcu w Bytomiu.

 

 

xxx

 

 

     Zima z 2005 roku na 2006 była bardzo ostra. Sypało zarówno dużo śniegu, tak że w różnych rejonach Europy zarywały się dachy w wielu halach, jak również była bardzo zimna. Ja nie przyglądałem się dużym opadom śniegu bezczynnie, lecz odśnieżałem, zarówno w rejonie kościoła pad wezwaniem St. Phillip Neri, jak i przed budynkiem w którym mieszkaliśmy.

     Święta Wielkanocne tego roku były jedynymi świętami Wielkanocnymi, które od początku do końca spędziłem po katolicku. Jako post od Popielca do Niedzieli Wielkanocnej nie paliłem papierosów. Od niedzieli Palmowej, poprzez Wielki Czwartek, Wielki Piątek, Wielką Sobotę i obydwa dni Świąt, brałem czynny udział we wszystkich obrzędach Wielkanocnych.

     W nocy z Wielkiej Soboty na Niedzielę Wielkanocną nie spałem. Najpierw oglądałem transmisję z Watykanu w telewizji Polskiej, a nad ranem wyszedłem w pidżamie na balkon, by posłuchać śpiewu ptaków. O godzinie 4.55 ogarnęło mnie jakieś wzruszenie, tak jak gdyby na świecie stało się wówczas coś ważnego. Nie wiem, może to o tej godzinie Chrystus zmartwychwstał? Biorąc udział w mszach świętych, byłem coraz bardziej przekonany, że jestem Chrystusem i przyszedłem na ziemię, żeby zbawić świat. Prowadziłem nawet dialogi z wiernymi, śpiewającymi pieśni kościelne, oczywiście tylko w myślach. Wyglądało to mniej więcej tak: (Jako przykład przytoczę tu mój dialog do pieśni; „Pan Jezus już się zbliża”).

     Wierni: Pan Jezus już się zbliża…

     Ja: - Tak, już idę do was, moje dzieci.

     Wierni: Już puka do mych drzwi…

     Ja: - Puk, puk, już jestem.

     Wierni: Pobiegnę go przywitać…

     Ja: - Witajcie moje dzieci kochane.

     Wierni: Z radości serce drży…

     Ja: - Ja się również cieszę, że was znowu widzę.

     Wierni: O szczęście niepojęte…

     Ja: - Dla mnie również.

     Wierni: Bóg sam odwiedza mnie…

     Ja: - Sam, w całej doskonałości.

     Wierni: O, Jezu, wspomóż łaską…

     Ja: - Macie ją wszyscy ode mnie.

     Wierni: Bym godnie przyjął Cię…

     Ja: - Ja nie potrzebuję zbyt wiele.

     I tak dalej.

     W ten i podobny sposób prowadziłem dialogi z wiernymi i to zarówno w parafiach polskich, jak i niemieckich. Często, przy tych dialogach, ciekły mi łzy szczęścia po policzkach.

     W tydzień po świętach, cały skołowany, położyłem się na tapczanie ze wzrokiem wlepionym w ścianę. Humor miałem do niczego i nagle zacząłem zanosić się od płaczu. Tym razem nie były to jednak łzy szczęścia. Gdy Ksenia weszła do pokoju, w którym leżałem, powiedziałem jej, że okropnie się czuję i poprosiłem, żeby zawiozła mnie do kliniki.

     Po wysłuchaniu mnie izba przyjęć od razu skierowała mnie na stację 63. Tym razem moim lekarzem prowadzącym był Grek z pochodzenia, doktor Ampitzis. Poza tym personel niewiele się zmienił. Doszły dwie młode pielęgniarki i nie ukrywam, obydwie mi się podobały, a jedna starsza pomoc pielęgnacyjna odeszła na emeryturę. Niestety nie pamiętam nazwiska ówczesnego ordynatora na tej stacji, ale na pierwszej wizycie przy moim przesłuchaniu był obecny cały personel stacji. Na pytanie ordynatora, dlaczego się zgłosiłem znowu na leczenie, odpowiedziałem, że wydaje mi się, że we mnie siedzi diabeł. Wtedy ordynator spytał, czy mi się wydaje, czy też jestem tego pewien. Ja wtedy na to, że jestem pewien, bo zrobiłem w życiu tak wiele złych rzeczy, że to musi być prawda. Pamiętam jeszcze, że na koniec wizyty obiecał mi, że personel kliniki postara się mi pomóc.

     W międzyczasie stacje 12/4B, czyli oddział przyjęć, przeniesiono na stację 16, gdzie wcześniej mieścił się oddział dzienny. Na tym oddziale dziennym byłem leczony pod koniec 2005 roku, ale wytrzymałem tylko dwa dni i zwolniłem się.

     Widząc, że pielęgniarz Christoph, którego kopnąłem w narządy płciowe podczas mojej fiksacji we wrześniu 2005 roku na stacji 12/4B, przebywa obecnie na stacji 16, udałem się do niego pewnego razu z małym prezentem, żeby go za mój wybryk przeprosić. On jednak powiedział, że się nie gniewa na mnie, że coś takiego należy do jego pracy.

     W sumie byłem na stacjach 12/4B i 63 w latach 2005 do 2010 dziewięć razy stacjonowany, do tego dochodzi dwudniowy pobyt na stacji dziennej. Z ważniejszych wydarzeń mających miejsce w czasie tych pobytów, muszę wspomnieć o incydencie z ówczesną lekarką prowadzącą, panią doktor Christoph. Kiedy wmówiłem jej, że człowiek jest nieśmiertelny i może zmartwychwstać, i wszystko to, co próbowałem wmówić pani doktor Reiss, i jeżeli to jest prawdą, to ja wyjdę teraz do ogrodu i punktualnie o dwunastej w południe dostaniemy jakiś znak, czy mam rację. Po tym stwierdzeniu wyszedłem do ogrodu, była 11.55. Stanąłem na środku ogrodu, odwrócony twarzą w kierunku budynku stacji i od czasu do czasu spoglądałem na zegarek. Moja radość nie miała granic, gdy punktualnie o dwunastej zabrzmiała z pobliskiego budynku bardzo głośna syrena i tak bardzo się cieszyłem, że tak długo jak ona trwała, wykonywałem to fikołki, to podskoki w bok i w jedną i drugą stronę. Wtedy pokazałem światu, jak ja naprawdę umiem się cieszyć i jaki naprawdę jestem. Przecież to musiało być oczywiste potwierdzenie moich prawd, albo była też druga możliwość, że lekarze po prostu ze mnie zakpili. Fakt faktem, nigdy przedtem, ani później tej syreny nie słyszałem.

     Oddział ogólnej psychiatrii był przenoszony, krótko przed świętami Bożego Narodzenia, ze stacji 63 do czterooddziałowego budynku nr 58 w Haar I i miał nosić nazwę stacja 58BE. Ja jednak, mając już dość przeprowadzek w moim życiu i chcąc uniknąć kolejnej, wypisałem się ze stacji 63 krótko przed przeprowadzką na własne żądanie. Oprócz tego jednego razu, kiedy to byłem fiksowany i miałem decyzję sędziegoo dziesięciodniowym pobycie na oddziale zamkniętym, prawie zawsze wypisywałem się na własne żądanie. Miałem do tego prawo, ponieważ zgłaszałem się dobrowolnie na leczenie. Kiedyś nawet, będąc na manii, poczułem się tak dobrze w dzień przyjęcia, że poprosiłem dyżurnego lekarza kliniki o wypis ze szpitala tego samego dnia i obiecałem mu, że pójdę z Haar na Neuperlach pieszo, niosąc ze sobą moją torbę podróżną. Trasa, jaką sobie obrałem, wynosiła około dziesięć kilometrów. I okazało się, że jak sobie coś postanowię, to tego dokonam. O godzinie 22.55 zadzwoniłem z lasu do Kseni, żeby postawiła wodę na herbatę, bo za piętnaście minut będę w domu. Kseni oczywiście moje zachowanie nie bardzo przypadło do gustu, jednak ja byłem z siebie dumny. Po kilku dniach musiałem jednak powrócić na stację 63.

     Z wydarzeń spoza szpitala z lat 2006 do 2010, muszę wspomnieć o pewnej mszy w intencji zmarłej pani Franek, która odbyła się jednego roboczego dnia w 2006 roku. Gdy dowiedziałem się o tej mszy, postanowiłem koniecznie w niej uczestniczyć. Osobiście nigdy nie słyszałem o niemieckim nazwisku Franek. To było raczej stosowane w Polsce zdrobnienie od imienia Franciszek. Msza odbywała się w kaplicy w budynku kościoła pod wezwaniem St. Phillipp Neri. Oprócz mnie było tylko osiem do dziesięciu innych wiernych. Między innymi znane mi małżeństwo o nazwisku Fjutak. Usiadłem nie w ławkach dla wiernych, lecz na krześle przygotowanym dla ministranta, usytuowanego na wprost wejścia do kaplicy. Zdziwiłem się, gdy z zakrystii wyszło aż trzech księży, by prowadzić tę mszę. Było to dla mnie dziwne, że dla tak malej ilości wiernych miała odbyć się msza koncelebrowana. Wtedy na początku mszy nie przypuszczałem, że na tej mszy odbędzie się wypędzanie diabła z mojej duszy, czyli inaczej mówiąc egzorcyzm. Już na początku mszy zacząłem odczuwać ból w piersiach i z moich oczu popłynęły łzy. Wtedy to pan Fiutak wziął mnie pod rękę i poprowadził do ostatniej ławki na wprost ołtarza. Tam wpuścił mnie do środka, między drugiego mężczyznę i siebie, obydwaj ujęli mnie pod ramię. W czasie następujących po sobie obrzędach mszy świętej, unosiłem się od płaczu i starałem się wyrwać trzymającym mnie mężczyznom, ale nadaremnie. Gdy msza się skończyła, byłem znacznie rozluźniony i było mi raźniej na duszy.

 

 

 

xxx

 

 

 

 

     Jesienią 2013 roku, na kontrolnym badaniu, lekarze stwierdzili u mojego ojca, że nowotwór, który miał w 1999 roku, kiedy to usunięto mu cały żołądek, aktualnie przerzucił się na prawie wszystkie organy wewnętrzne. Muszę przyznać, że rodzice zaniedbali nieco badania kontrolne przez dwa lata poprzedzające diagnozę, ale myślę, że to było nieuniknione. Lekarze w klinice Barmherzige Bruder próbowali jeszcze operować ojca, ale gdy go rozcięli i zajrzeli do wnętrzności, to go zaszyli, a nam powiedzieli, że na wszelki ratunek jest za późno. Ponadto medycy dawali ojcu nie więcej jak trzy miesiące życia. Tu jednak się pomylili, gdyż ojciec miał silny organizm i przeżył więcej czasu. W ostatnich miesiącach życia, 19 kwietnia 2014 roku rodzice świętowali jeszcze diamentowe gody. Ojciec na uroczystość do kościoła musiał jednak jechać na wózku inwalidzkim.

     W opiece nad ojcem w domu pomagała mamie moja siostra, która przyjechała z Polski i ja. Brat z Monachium i moja córka robili rodzicom zakupy.

     Cała ta sytuacja miała również dość duży wpływ na stan mojego zdrowia psychicznego. W tym okresie nasiliły się słyszenia, w których byłem nazywany jako schwul, pedał, homo, czy ciota. Czasem było to tak głośne, że miałem zamiar zapytać osobę, która wypowiadała te słowa, kogo ma na myśli, albo najchętniej dać jej w mordę. Gdy mówiłem o tych słyszeniach mojej lekarce, to za każdym razem tłumaczyła mi, że są to słyszenia, które powstały w moim  mózgu.

     Oto przykład z życia na wywody mojej lekarki psychiatrii. Kiedyś w tym czasie była u nas nasza przyjaciółka, mieszkająca w pobliżu, wraz ze swoją siostrą i trzynastoletnią córką. Atmosfera była dość wesoła, w pewnym momencie zażartowałem, że rozwiodę się z Ksenią i ożenię się z siostrą przyjaciółki, która była rozwódką. I w tym momencie córka przyjaciółki powiedziała głośno i wyraźnie:

     - Jak to, a przecież on jest homo.

     I wtedy jej matka, a nasza przyjaciółka, warknęła na nią:

     - Hej, bo jak cię walnę!

     Ja z kolei wiedziałem, co się u nich w domu mówi na mój temat. Pomyślałem sobie również, że gdyby dziewczyna była już pełnoletnia, udowodniłbym jej, seksem z nią, że jest w błędzie, a muszę przyznać, że jak na to, że miała dopiero trzynaście lat, to miała już bardzo powabne kształty.

     Mój ojciec męczył się jeszcze do dnia 30 lipca 2014 roku. O siódmej rano zadzwoniła do nas mama z informacją, że mój ojciec zmarł dziś w szpitalu o piątej rano. Akurat tego dnia przypadała pięćdziesiąta szósta rocznica urodzin Kseni. O dziewiątej rano pojechaliśmy do szpitala, żeby pożegnać się z ojcem i pomodlić się za niego. Gdy położyłem moją dłoń na jego złożonych dłoniach, miałem wielką ochotę wypowiedzieć słowa: „Tato, ja tobie mówię: wstań!”, podobnie jak to czynił Chrystus, bo były okresy w moim życiu, że wydawało mi się, że jestem Bogiem. Jednak nie miałem dość odwagi, by tak powiedzieć, gdyż moja wiara w cud była niewystarczająca, a z drugiej strony bałem się ośmieszenia,  chociaż w kostnicy przyszpitalnej była obecna tylko moja bliska rodzina.

     Na przyjęciu urodzinowym Kseni, tego samego dnia, zebrała się cała rodzina mieszkająca w Monachium i okolicy, oraz najbliżsi przyjaciele. Jednak cała impreza z wiadomych względów odbywała się w smutnej atmosferze.

     Formalności pogrzebowe załatwiłem razem z mamą w Miejskim Zakładzie Pogrzebowym, a pogrzeb odbył się w kilka dni po śmierci. Mój tata został pochowany na cmentarzu w dzielnicy Monachium Riem.

 

     Wracając do diamentowych godów moich rodziców, to na tę okazję napisałem wierszem moją autobiografię.

 

 

 

 

Przewidywane wyplacanie nagrod dopiero po wydaniu ksiazki.

 

 

Jestem dostepny na facebooku pod nastepujacym linkiem: https://www.facebook.com/franz.lesny

 

 

 

Model finansowania: "bierzesz ile zbierzesz"

Twórca Projektu otrzyma wszystkie środki, które zostaną wpłacone, bez względu na osiągnięcie kwoty minimalnej. Projekt kończy się 04.06.2020 22:10