Miło Cię widzieć!

Ładowanie strony

O projektodawcy

Joanna

Joanna

Warszawa

Napisz wiadomość do Projektodawcy

101 PLN z 2300 PLN

3 Wspierający

Zakończony Cel nie został osiągnięty

Model finansowania: "wszystko albo nic". Aby otrzymać środki, projekt musi osiągnąć minimum 100% finansowania do 30.10.2012.

Gorycz

O projekcie

Witajcie!

 Miło mi jest powitać Was na stronie poświęconej „Goryczy” – osiemnastu opowiadaniom, które mają dużą szansę ukazać się drukiem jeszcze w tym roku. Rynek księgarski i czytelnictwo nie są obecnie w rozkwicie – ponoć czytamy mało, a wydawcy publikują z nieznośną ciężkością ryzyka. Radzą sobie dzieląc się kosztami publikacji z autorem. A ja, autorka, muszę podołać mojemu zobowiązaniu finansowemu. Zbieram więc pieniądze właśnie na ten cel. I żywię nadzieję, że znajdę wśród Was pomocników, rzeczywistych mecenasów literatury! Aby mój projekt był jasny, przygotowałam trzy rzeczy godne uwagi.

 Po pierwsze – poniżej publikuję próbkę tego, co można znaleźć w zbiorze. „Glutek” jest najbardziej humorystyczną historią i może sprowokuje Was do uśmiechu?

 Po drugie – na stronie www.gorycz.pl znajdują się trzy inne opowiadania. Może będziecie chcieli zapoznać się także z nimi?

 Po trzecie – dzięki polityce Polak Potrafi! przygotowałam nagrody dla Was. Spójrzcie, proszę, na kolumnę z prawej strony, gdzie przedstawiam szczegóły.

 Jeśli możesz mi pomóc, proszę, pomóż mi.

 

Joasia

 

 

Glutek

 

             Na imię mam Piotrek, ale mało kto to wie, bo wszyscy od lat mówią do mnie Glutek na pamiątkę najgorszego zdarzenia w moim życiu. Mądralom z miasta się wydaje, że na wsi jest sielsko – spokojnie i cicho, ale nie wiedzą, że ten spokój wynika ze zmęczenia tym, że rano się chodzi do szkoły, po południu pomaga rodzicom na obejściu, wieczorem chce się pooglądać telewizję, ale gonią do lekcji, zaś cisza jest stąd, że jak się spotkamy pod sklepem, to nie ma o czym gadać. Wakacje są fajne, bo nie ma szkoły. Lubimy piłę, mamy bramki na łące niedaleko, czasem jedziemy się kąpać, gorąco jest.

             Największym wydarzeniem tamtych wakacji było to, że na łąkę daleko za wsią, nie wiadomo skąd, przyjechały jakieś trzy niesamowite dziewczyny. Rozbiły namiot, opalały się, a do wsi zachodziły raz na parę dni, tylko do sklepu, od którego mieszkały parę godzin piechotą. Były śliczne i miejskie, inaczej mówiły, wyglądały jak ze zdjęć. Chodziły swobodnie, śmiały się, zrywały bukiety, robiły zdjęcia, oglądały nasz stary kościół. Czasem kłaniały się starszym ludziom, ale tak, to gadały tylko ze sklepowymi. Patrzyły na naszą grupkę chłopaków, my patrzyliśmy na nie, lecz zagadać było niepodobna, choć wypychaliśmy jeden drugiego, bo te trzy zjawy z innego świata zaprzątały nasze myśli cały czas.

             Nie było wiadomo, kiedy przyjdą do wsi, o której godzinie, ani kiedy wyjadą, co byłoby klęską. Każdy z nas był gotowy nieść im zakupy w drogę powrotną, umyć kościół do zdjęcia, pojechać do miasta po to, co zamówiły w sklepie, a czego u nas nie było, lecz jak je o tym zawiadomić, skoro coś kazało nam odwrócić wzrok, kiedy na nas patrzyły i łapczywie gapić się na nie, jak tylko przeszły? Postanowiłem pomóc sobie lodem. Wbiję w nie wzrok i nie odwrócę, w ręku będę dzierżyć patyczek lub wafelek jak tarczę przeciw własnej nieśmiałości, którą one odbijały.

             Wyczekiwanie tego momentu było długotrwałą próbą. Jak co dzień siedzieliśmy pod sklepem, co i rusz jadłem loda, bo mi się wydawało, że przyjdą dzisiaj, zaraz.

             Nie myliłem się. W połowie kolejnego loda zobaczyłem dwie z nich na horyzoncie. Zbliżały się wolno, stąpając po drodze, jakby były o połowę lżejsze od naszych koleżanek, czasem rozglądały się życzliwie po okolicy i rozmawiały sobie. Czułem, że przede mną zadanie. Chłopaki podśmiewali się ze mnie, bo stanąłem ze swym lodem na równe nogi. Wszelkie hałasy zaczęły się ode mnie oddalać, a w środku pola widzenia miałem dwie przepiękne dziewczyny, które zbliżały się do mnie. Dzierżyłem mocno loda, ale nie wiedziałem, co dalej. Czas odmierzany był ich biodrowymi krokami.

             Kiedy były już blisko, jedna z nich zaskoczyła mnie zupełnie. Przemówiła do mnie! Uśmiechając się zapytała, jakiego jem loda, przekręcając nazwę zielonego, zmrożonego soku powiedziała:

 – O, to gilek?

 – Glutek!! – wypaliłem chcąc prostować sprawy i służyć potrzebnymi informacjami.

             Zamiast rzeczowej rozmowy o lodach, ich nazwach, smakach, cenach, o stawie, gdzie się kąpiemy, o… dwie dziewczyny i moi kumple połączyli się w rechocie. Przyznaję, że one śmiały się miło, ale koledzy mnie nie oszczędzali – klepali się dłońmi po udach, wrzeszczeli „Eeeee!...” i w ogóle nie byli moimi przyjaciółmi. Przyznaję, że znów dziewczyny coś do mnie powiedziały same, co było więcej niż spełnieniem marzeń, ale mi się kręciło w głowie. Powlokłem się do domu noga za nogą, noga za nogą, noga za nogą, noga za nogą…

Model finansowania: "wszystko albo nic"

Aby otrzymać środki, projekt musi osiągnąć minimum 100% finansowania do 30.10.2012 18:06