Miło Cię widzieć!

Ładowanie strony

O projektodawcy

fvg jvibkdf

fvg jvibkdf

Warszawa

Napisz wiadomość do Projektodawcy

42 PLN z 12500 PLN

2 Wspierający

Zakończony Cel nie został osiągnięty

Model finansowania: "wszystko albo nic". Aby otrzymać środki, projekt musi osiągnąć minimum 100% finansowania do 14.10.2015.

Dzięki- debiut w oparach cebuli i kawioru.

O projekcie

 

KIM JESTEM?:

 

Mam na imię Wojtek. Urodziłem się w roku 1985- gdybym przyszedł na świat przynajmniej kilkanaście lat wcześniej, to na pewno walczyłbym w opozycji a fragmenty swoich opowiadań publikowałbym w podziemnej prasie. A tak to z powodu braku godnych przeciwników walczę sam ze sobą. Zawodowo zajmuję się rujnowaniem własnego życia. Nie ma takiej grupy wsparcia, takiego szamana, takiego psychiatry, takiego bóstwa, takich tabletek które są mi w stanie pomóc. Prawie codziennie jeżdżę na Most Siekierkowski- bynajmniej nie po to by podziwiać piękną panoramę Warszawy. To wcale nie jest takie proste tak po prostu skoczyć i przestać żyć…Ja na dodatek nie potrafię pływać.

 CO CHCĘ OSIĄGNĄĆ:

Celem priorytetowym jest wydanie książki „Dzięki” w fizycznej formie, pachnącej świeżą farbą drukarską, świeżym chlebem i świeżą pościelą. Chciałbym przy okazji zarobić na niej więcej niż Katarzyna Grochola i Michał Witkowski razem wzięci, a  także trafić na okładkę "Gali" jako najbardziej rozchwytywany kawaler XXI wieku. Fajnie by też było wygrać plebiscyt "Viva najpiękniejsi" orgazniozwany przez magazyn "Viva", ale żeby być nominowanym muszę być jakąś celebrytą np. znanym pisarzem.

O SAMEJ KSIĄŻCE:

W 50% autobiografia. Na szczęście tylko w 50%. Gdyby była w 100% prawdziwa, to dziś odsiadywałbym długi wyrok w zakładzie penitencjarnym. Jaki to gatunek? Powieść obyczajowa z szeroko rozbudowanym wątkiem kryminalno-erotycznym. Opowiada o męskiej prostytutce borykającej się z uzależnieniem (nie będę zdradzał jakim). Momentami jest bardzo mroczna i przygnębiająca, ale mimo wszystko czyta się ją lekko niczym "Przygody Mikołajka" Sempe i Goscinnego. O mojej książce możesz powiedzieć wszystko co najgorsze, ale na pewno nie powiedz o niej że jest płytka i nudna. Jest wciągająca niczym biebrzańskie bagno, zabawna niczym Tadeusz Drozda, głęboka niczym Sasha Grey i daje wiarę w lepsze jutro niczym "Gość Niedzielny". Jeśli moją książkę miałbym przedstawić za pomocą obrazu, to złączyłbym ze sobą płótno Salvadora Dali i Nikifora Krynickiego.

Porąbana. Dziwaczna. Prymitywna. Wulgarna. Grafomańska. Taka miała być. Taki mam styl. Styl siedmiolatka, uciekiniera z zakładu dla obłąkanych.           (Na samym dole zamieszczam jej prolog).

NA CO?:

Zebrane pieniądze przeznaczę na:

  • skład książki
  • wydrukowanie książki
  • zaprojektowanie okładki
  • dystrybucję i promocję w salonach sprzedaży
  • zakup stolika turystycznego, z którego zamierzam sprzedawać swoje dzieła.                              

W przypadku zebrania większej kwoty mam zamiar nagrać profesjonalną wersję audio w profesjonalnym studio ze mną jako jedynym lektorem.

 

KONTAKT:

Uprzejmie proszę o kontakt wyłącznie dziewczyny, których imię kończy się na literę "A" https://www.facebook.com/wojciech.szeremeta

Fanapage: https://www.facebook.com/wojtekcebulakawior

 

DZIĘKI ZA WSZYSTKIE MIŁE SŁOWA I ZA WPŁATY!

ŻEBY SIĘ NAM WSZYSTKIM WIODŁO

 **********************************

Dostałem to.

Przyszło łatwo.

Bez żadnych wyrzeczeń.

Przypadkiem.

Niechcący.

Niespodziewanie.

Ukradkiem we mnie weszło. Wepchnęło się bez zaproszenia. Wcisnęło się, choć nie zostawiłem przecież nawet najmniejszej szczeliny. Bez uprzedzenia. Bez mojej zgody. Wtargnęło przez zabarykadowane drzwi i zabite okna. Jak łobuz. Jak intruz. Serdecznie uściskało mnie na powitanie. Wycałowało. Jak starego, dobrego przyjaciela. Jakby nie widziało mnie od bardzo, bardzo dawna. I rozsiadło się wygodnie na kanapie. I zostało. Jakby było tu od zawsze.

A przecież nawet o nic nie prosiłem.

Inni błagali.

Klęczeli.

Wołali.

Wyli.

Skamleli jak zbite psy.

Wyciągali łapczywie obydwie ręce. Więcej, więcej! Jeszcze! Ja zasługuję najbardziej! Jemu nie dawaj! Mi daj! Mi daj wszystko! Tylko ja potrzebuję najwięcej! Tylko ja potrzebuję najbardziej! Wszystkiego najwięcej! Wszystkiego najbardziej!

WSZYSTKIEGO NAJBARDZIEJ NAJWIĘCEJ!

DAWAJ!

Ja stałem z rękami w kieszeni.

Naburmuszony jak cholera na cały ten przeklęty świat. Świat nie wart nawet splunięcia.

Obojętny.

W milczeniu.

Nic nie chciałem.

Bo nic mi się nie należało.

Bo na nic nie zasłużyłem.

Bo niby dlaczego ja?

Nie wiem.

Może czasem najwięcej dostają ci co najbardziej nie chcą.

Może co jakiś czas nawet w zgniłka wpuszczane jest życie. Może na złość. By gnił jeszcze raz. By jeszcze raz soczystą zieleń zamienił w brunatną zgniliznę. By umarł jeszcze raz.

Może co jakiś czas szansę dostaje nawet dureń i drań. Może z miłości. By dureń zmądrzał, a drań zadośćuczynił. By odżył jeszcze raz.

Może akurat ten jeden raz znalazłem się w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie.

Cały życie przebywałem w nieodpowiednich miejscach i w nieodpowiednim czasie.

Byłem tam gdzie dawali po ryju.

Byłem tam gdzie okradali.

Byłem tam gdzie oszukiwali.

Byłem tam gdzie płakali.

Byłem tam gdzie umierali.

Ten jeden raz najwidoczniej mi się pofarciło.

Otrzymałem prezent.

Prezent to złe słowo.

Prezent to pomarańcze i tabliczka czekolady.

Prezent to skarpety i krawat.

To jest dar.

Łaska.

Wygrałem. Główną nagrodę.

Ja zgniłek, dureń, drań.

Kto by pomyślał.

Wciąż nie mogę w to uwierzyć.

DZIĘKI.

Jestem ostatni.

Najgorszy i najbardziej zepsuty z całego zebranego tu towarzystwa. Zgniłek.

Chcę i lubię tak o sobie myśleć.

To całkiem chora jazda, ale w ten sposób czuję się bardziej dowartościowany.

Chcę i lubię o sobie myśleć, jako o najbardziej zdemoralizowanej jednostce.

Chcę biec na czele wyścigu straceńców.

Chcę być najbardziej zdegenerowanym wśród degeneratów.

Tu jest moje miejsce. Dalej już się usiąść nie da.

Nudzi mi się. Życie zawsze wydawało mi się strasznie nudne i do bólu przewidywalne.

Dlatego robiłem mnóstwo głupot. Bo konsekwencje głupot trudniej przewidzieć. Nigdy nie wiadomo, jak nisko spadniesz. I jak bardzo nie będziesz mógł się podnieść.

Spadanie jest zajebiście fajne.

Upadki, potknięcia, wywrotki.

Chyba uzależniłem się od spadania.

Zadrapania, zwichnięcia, złamania.

Wciąż chcę być niżej i niżej.

Umieć zajebiście spadać to nie lada sztuka.

Niektórzy je sobie porcjują, a niektórzy od razu walą prosto na samo dno.  Ja jestem zwolennikiem porcjowania. Spadać trzeba cierpliwie i konsekwentnie.  Cierpliwie i konsekwentnie obcierać się i obijać. Wtedy dłużej i bardziej boli. A przecież właśnie o to w tym wszystkim chodzi.

Żeby piekło, kłuło i szczypało.

Żeby ropa, krew.

Żeby ciągle umierać. Dzień w dzień. Każdego ranka. Każdego wieczora.

Żeby umierać, ale nie umrzeć.

Umiesz tak?

I nawet jak byłem już na dnie totalnym, kompletnym i absolutnym, to okazywało się że można zejść jeszcze dużo, dużo niżej. Fascynowała mnie eksploracja tych najniższych poziomów. Poziomów niedostępnych dla zwykłego śmiertelnika. Poziomów, na których zwykły śmiertelnik rozjebałby się w drobny mak. Te poziomy to nasz świat. Tylko nasz. Nie ma tu wstępu żadna przypadkowa osoba. Na ten przywilej trzeba sobie ciężko zapracować. Selekcja jest tu bardzo wymagającą.

To jedyne co mamy!

To jedyne czego bronimy!

I dzięki temu umrzemy!

18 rzędów ławek.

72 kobiety.

15 mężczyzn.

1 wykolejeniec. Ja.

Nie pasuję tu. Nigdzie już chyba nie pasuję. I to nie kwestia stroju. I nie kwestia manier. To kwestia głowy. W mojej jest i brudno i czysto. Jest i frak i są sandały. Jest proszę, dziękuję, przepraszam i jest kurwa, chuj, spierdalaj. Jest wszystko i nic. Jest ogromny bałagan. Bałaganiłem nieprzerwanie przez kilkanaście ostatnich lat. Ani razu nie sprzątałem.

Teraz zmiotka i szufelka już nie wystarczą. Potrzeba tu buldożera, który wszystko zrówna z ziemią. 

Potrzeba czegoś, co mnie totalnie rozjebie.

I czegoś, co mnie zacznie budować od zera.

Jest mi niewygodnie. Kręci mi się w głowie. Boli mnie kręgosłup. Mam ochotę wstać, ale wszyscy przecież siedzą.

Zawsze tak było.

Zawsze chciałem na odwrót. Pod prąd. Wbrew wszystkiemu i wszystkim.

Oni do przodu. Ja do tyłu.

Bunt. Bunt.

Oni w lewo. Ja w prawo.

Bunt. Bunt.

Oni w górę. Ja w dół. Mocno w dół. Tak w dół, żeby aż lizać posadzkę piekieł. W dół lubię najbardziej! Spadać lubię! Obijać mordę lubię, łamać żebra lubię, zdzierać kolana lubię. Krwią pluć! Wnętrznościami rzygać pod siebie!  Czołgać się jak pieprzony robak. Ledwo dyszeć! Ledwo żyć!

Bunt. Bunt. Bunt.

Nie w obronie poglądów, wartości. Dla zasady. Na przekór wszystkim.

Zaprasza do siebie począwszy od ostatniego rzędu.

Po mojej prawej pusto. Po mojej lewej pusto. W ostatnim rzędzie siedzę tylko ja. Jeden mały zgniłek.

Jestem więc pierwszy.

Chwilę się waham. Uciekać czy nie uciekać.

Podchodzę i zamykam oczy.

Zawsze zamykam oczy, gdy ma stać się coś niespodziewanego. Może dlatego tak wiele przeoczyłem. Kładzie obydwie ręce na mojej głowie. Jego ręce są gorące i lekko wilgotne. Jego dotyk jest miły, miękki, spokojny i dobry.

Czuję mrowienie.  Coś jakby orgazm, tylko dużo przyjemniejsze. Coś jakby milion orgazmów jednocześnie. Milion milionów. Naraz.

Nigdy nie ćpałem, ale jeśli uczucie haju jest chociaż w połowie tak miłe, to na Boga ćpałbym dzień w dzień. Ćpałbym ten stan do upadłego. Pod język, w żyłę, w płuca, w nos. Ćpałbym wszystkim naraz. Ćpałbym wszystkie pieprzone prochy świata naraz.

Jest mi dobrze.

Jest mi super extra hiper mega ultra dobrze i uczucie to z każdym momentem staje się potężniejsze.

Zapierdalam autostradą euforii.

Bez trzymanki. Bez hamulców.

Boję się.

Boję się wielkiej betonowej ściany na jej końcu.

Boję się wielkiego euforycznego rozjebania na tej ścianie.

Tak bardzo się boję, że otwieram oczy.

Wszystko wraca powoli do normy.

Odchodzę jak gdyby nigdy nic.

Ktoś tarza się po ziemi.

Ktoś płacze.

Ktoś się śmieje.

Ktoś mówi sam do siebie.

U mnie po staremu.

Chyba nic wielkiego się nie stało.

 

Model finansowania: "wszystko albo nic"

Aby otrzymać środki, projekt musi osiągnąć minimum 100% finansowania do 14.10.2015 10:10